wtorek, 18 marca 2014

4 Rozdział!

Obudziły mnie krzyki i jakiś hałas. Zerwałam się z kanapy wstając na równe nogi. Rozejrzałam się, ale nikogo nie zauważyłam. Krzyk, a raczej pisk powtórzył się. Spojrzałam w stronę schodów. Tak te odgłosy dochodziły z pokoju Rose. Wzięłam do ręki parasolkę, która leżała koło schodów i pomału wchodziłam schodek po schodku. Jak już byłam na górze spojrzałam w prawo, a potem w lewo. Nikogo nie było więc szłam prosto do pokoju Rosalie. Drzwi były lekko uchylone. Zajrzałam i szybkim krokiem wskoczyłam do pokoju uderzając pierwszą osobę, którą napotkałam. Upadła na podłogę i trochę narobiła przy tym hałasu. Zerknęłam na łóżko, ale Ellie nawet nie drgnęła.
-Au! Czy ciebie już całkiem pojebało?!- Krzyknęła Rose masując się po głowie.
-Rose! Nie wiedziałam, że to ty. Słyszałam tylko jakieś krzyki i przyszłam sprawdzić co się dzieje.
-Tak i na złodzieja czy jakiegoś bandziora wzięłaś parasolkę Dobry wybór.
Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam do niej rękę by pomóc jej wstać. Podniosła się, otrzepała i spojrzała w stronę łózka.
-Ta to dopiero będzie mieć kaca.- Zaśmiałyśmy się.
-A czemu się tak darłaś?- Zapytałam przyjaciółkę.
-Też byś tak zareagowała, gdybyś obudziła się, a koło Ciebie leży prawie nieprzytomna dziewczyna!  Nie wiedziałam co się dzieję wiec odsunęłam się od niej i spadłam z łóżka. Dopiero jak wylądowałam na ziemi to zorientowałam się, że to Ell.Dlatego usłyszałaś ten hałas i mój krzyk.
-Musisz się przyzwyczaić do tego widoku, bo tak będzie po każdej imprezie.- Uśmiechnęłam się do niej i zeszłam na dół do salonu. Zgłodniałam trochę. Udałam się do kuchni i zrobiłam sobie płatki z mlekiem. Zjadłam je siedząc na blacie kuchennym. Po chwili ciszy próg kuchni przekroczyłam zaspana Ellie. Podeszła do lodówki i wyjęła z niej butelkę wody mineralnej. Podałam jej aspirynę, którą od razu połknęła. Wypiła całą wodę duszkiem.
-Co główka boli?- Zapytałam odstawiając miskę do zlewu.
-Proszę ciszej. Moja głowa pęka.-Złapała się za głowę i oparła o lodówkę.
Spojrzałam na nią i pokiwałam głową. Po chwili Ell złapała się za buzię i wybiegła z kuchni. Pewnie Rose będzie musiała sprzątać łazienkę po niej. Tak prawie zawsze jest, gdy idziemy na jakąś imprezę to, któraś na drugi dzień ma tak mocnego kaca jak dziś Ellie. Wyszłam z kuchni do salonu. Włączyłam radio po czym zaczęłam sprzątać. Dołączyła do mnie Rose ubrana w czarne dresy i granatową bokserkę. Włosy miała spięte w koka, a po makijażu ani śladu.
Wygłupiałyśmy się, śpiewałyśmy, nawet tańczyłyśmy. Spojrzałam na zegar ścienny, który wskazywał 15. Pożegnałam się z dziewczynami i ruszyłam w kierunku domu. Na dworze nikogo nie spotkałam. Tylko jakieś psy biegały. Weszłam na podwórko. Auta cioci nie było. Dom też zamknięty. Pewnie pojechała na sprawę sądową. To dosyć często się zdarza, bo ciocia jest z zawodu adwokatem. Tylko gdzie dała klucz? Zastanawiałam się chwilę, aż domyśliłam się gdzie on może być. Podeszłam do okna od salonu, a tam stoi taki mały sztuczny kwiatek w doniczce. Uniosłam do góry kwiatka z ziemią i na dole był klucz. Tu zawsze moja mama go chowała. Włożyłam z powrotem kwiatka do doniczki i poszłam otworzyć drzwi. Weszłam do środka. Ściągnęłam buty, odwiesiłam kurtkę na wieszak i weszłam do salonu. Włączyłam telewizor, leciał jakiś serial więc przełączyłam na kanał muzyczny. Pogłośniłam trochę i zasiadłam do odrabiania lekcji. Głupi niemiecki i plastyka. Szybko uwinęłam się z jednym zadaniem z niemieckiego, a z plastyki musiałam namalować obraz jesienny. To zajęło mi jakieś 30 minut. Dochodziła już 17, a po cioci ani śladu. Spakowałam wszystkie książki na jutro plus strój na zajęcia taneczne i sportowe. Taniec będziemy mieć od jutro, bo dyrektorka zatrudniła jakiegoś instruktora. Plecak wyniosłam na ganek by rano nie zapomnieć o nim. Weszłam do kuchni, żeby zrobić sobie jakieś kanapki na jutro do szkoły. Wzięłam jeszcze sok marchwiowy i spakowałam te rzeczy do plecaka. Na reszcie mogłam usiąść na kanapę i nic nie robić. Wygonie się ułożyłam i włączyłam na jakiś kanał. Akurat trafiłam na horror pt. ,,Obecność". Widziałam kiedyś zwiastun trochę straszny. Zanim się rozpoczął zdążyłam zrobić popcorn i herbatę z cytryną. Film skończył się o 20, a cioci nadal nie ma. Zaczęłam do niej telefonować. Kurde czemu ona nie odbiera? Może miała wypadek, a może ktoś ją porwał, może umówiła się z kimś, a może po prostu przeciągnęła się sprawa sądowa. Zaczęły nasuwać mi się na myśl same złe rzeczy. Zdenerwowana chodziłam po pokoju w tę i z powrotem. Postanowiłam jeszcze raz spróbować się z nią skontaktować. Na reszcie usłyszałam jej głos.
-Halo.
-Ciociu to ja Jesica gdzie jesteś?- Spytałam siadając na sofę i się uspokajając.
-Teraz w mojej kancelarii, a coś się stało?
-Nie tylko nie wiedziałam kiedy wrócisz i czy masz klucze, bo chciałam się zamknąć od środka.-Wstałam i szłam w kierunku drzwi wejściowych do domu.
-Tak mam swoje klucze i będę za parę godzin.
-Dobra to do jutra, bo jestem zmęczona na razie.-Przekręciłam klucz
-Pa.-Rozłączyłam się. Włączyłam w telewizji na kanał muzyczny włączając głośność na fula. Poszłam do pokoju po piżamę i udałam się do łazienki by wziąć szybki prysznic. Po 25 minut wyszłam z pod prysznicu, wytarłam się dokładnie ręcznikiem, posmarowałam ciało balsamem arbuzowy,ubrałam koszulę nocną, wysuszyłam włosy i wyszłam z łazienki kierując się do salonu. Przyciszyłam muzykę. Postanowiłam zrobić sobie coś na kolację. Weszłam do kuchni, podeszłam do lodówki. Gdy ją otworzyłam nie wiedziałam na co mam ochotę. W końcu zdecydowałam się wziąć jogurt naturalny i do tego zrobić herbatę. Wstawiłam czajnik szykując szklankę. Zalałam wodę, wrzuciłam moczonkę, posłodziłam jedną łyżkę, wcisnęłam cytrynę , wzięłam jogurt, łyżkę, herbatę i wyszłam z kuchni w kierunku salonu. Dochodziła 21 więc postanowiłam włączyć na jakiś serial. Trafiłam na jeden z moich ulubionych "True Blood". Uwielbiam takiego typu seriale. Szybko zjadłam, wyniosłam po sobie rzeczy i postanowiłam dokończyć oglądanie. Film skończył się, gdy zegar wskazywał 21:50. Zgasiłam telewizor, światła i udałam się na górę. Umyłam zęby, po czym poszłam do swojego pokoju. Naszykowałam na rano ciuchy i położyłam się do łóżka. Tuż po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza...

Obudziłam się równo o 7. Nie chętnie zwlokłam się z łóżka. Wzięłam ciuchy, które naszykowałam czyli czarne rurki, beżową bluzkę z rękawem 3/4 i na to długi ciemny sweterek. Poszłam do łazienki by się ubrać oraz umyć. Po zrobieniu porannej toaletki byłam gotowa by zejść na dół. Jeszcze poprawiłam włosy. Ułożyłam starannie przedziałek. Spojrzałam jeszcze na siebie w lustrze. Tak jest znośnie, mogę iść. Wyszłam z toalety kierując się na dół do kuchni. Schodząc po schodach starałam się być cicho, ale nie wychodziło mi to. Z ostatnich dwóch schodków zeskoczyłam na dół. Zachwiałam się lekko na szczęście złapałam się poręczy od schodów, bo inaczej wylądowałabym na tyłku. W salonie nikogo nie było, pewnie ciocia jeszcze sobie smacznie śpi. Weszłam do kuchni. Podeszłam do blatu na, którym stoi czajnik. Włączyłam go by zaczęła się gotować woda na herbatę dla mnie. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej serek wiejski. Postawiłam go koło czajniki po czym przygotowałam szklankę, moczonkę oraz łyżeczkę na herbatę, gdy czajnik wyłączył się, nalałam wodę do szklanki. Pokroiłam cytrynę i wrzuciłam do napoju. Wymieszałam i wzięłam picie oraz serek do salonu. Postawiłam na stole. Usiadłam wygodnie oraz włączyłam telewizor. Usłyszałam jak na górze ciocia chyba zaczyna się ubierać, bo zegar wskazywał już 7:28. Zaczęłam jeść pomału serek oglądając jakiś beznadziejny amerykański serial. Po zjedzeniu zabrałam się za herbatę. Zauważyłam ciocię, która pośpiesznym krokiem schodzi na dół.
-Dzień dobry kochanie.- Uśmiechnęła się do mnie.
-Cześć. Dobrze, że wstałaś zaraz wychodzimy, bo się spóźnię.
-Tak już wychodzimy tylko dokończ herbatę.
Wypiłam herbatę do końca po czym szybko nałożyłam czarną kurtkę oraz szare botki. Jak na jesień to jest paskudnie deszczowo. Więc postanowiłam wziąć parasolkę. Byłam już gotowa, jeszcze wzięłam mój niebieski plecak z Nike. Wyszłam na zewnątrz, a ciocia tuż za mną. Zamknęła drzwi. Podała mi kluczyk od domu i wsiadłyśmy do naszego czarnego pickupa. Bardzo podoba mi się ten samochód, ponieważ jest duży, ma wiele miejsca i po prostu super wygląda. Ciocia zamierza mi kiedyś kupić takiego samego Dodge Ram'a jak skończę osiemnastkę i zdam prawo jazdy. Usiadłam wygonie z przodu, a ciocia koło mnie na miejscu kierowcy. Spojrzałam na telefon, który wskazywał 7:45. Za piętnaście minut zaczynają mi się lekcje. Wyjechałyśmy z naszego podwórka. W samochodzie panowała cisza, którą musiałam przerwać.
-O której wczoraj wróciłaś?- Zapytałam patrząc przed siebie na drogę.
-Nie wiem było chyba po północy. Byłam u Ciebie i już sobie smacznie spałaś.
Na tym się zakończyła nasza konwersacja. Ciocia podjechała pod moją szkołę. Ja szybko wyskoczyłam z samochodu. Tylko odwróciłam się i pomachałam na pożegnanie ciotce. Za 10 minut zaczyna mi się pierwsza lekcja, którą jest matematyka. Cóż nie ma to jak zacząć tak brzydki dzień od tak beznadziejnej lekcji. Rozłożyłam parasol i ruszyłam w stronę budynku, w którym mam zajęcia z matematyki. Weszłam na korytarz. Mogłam złożyć parasol. Złożyłam go i szłam w kierunku schodów na samą górę budynku gdzie jest klasa matematyczno-biologiczna. Jak już doszłam to zauważyłam Ethana. Jest to wysoki przystojny ciemny blondyn o zielonych oczach. Dobrze się uczy, ale jest też bardzo dobrym kumplem. Jest jednym z chłopaków, których lubię najbardziej. Podeszłam bliżej by się przywitać.
-Hej Ethan.-Przytuliłam go na powitanie co odwzajemnił.
-Cześć księżniczko.-Przewróciłam oczami. Nie lubię, gdy ktoś tak do mnie mówi. Ale cóż czasem trzeba to znieść.- Jak tam weekend? Słyszałem, że zabalowałyście.
-No można tak powiedzieć. Zrobiłyśmy małą imprezkę u Rose. Ale nie popiłam na niej. Tak jakoś po ostatniej dyskotece nie miałam ochoty. A ty jak spędziłeś weekend bez imprezowania ze mną?-Zapytałam szturchając go łokciem w ramię. Zazwyczaj razem gdzieś wychodzimy. Znaczy razem to ja, Rose, El, Ethan, Mike, Conor, Isabella i czasem chodzi z nami Alfie. To jest nasza taka banda na różne przyjęcia, dyskoteki i ogólnie na zabawy.
-Wiesz chciałem przyjść, ale jechałem do Bradford do ojca.
-O to dość blisko ile 10 kilometrów?
-Z Leeds do Bradford jest 14 kilometrów.
-No blisko. A jak było?
-No wiesz nie mogę powiedzieć, że zajebiście, bo on cały czas zajmował się pracą i moją małą przyszywaną siostrą.
  tym momencie przyszła do nas El.
-No witam naszą balowiczkę. Jak tam minęła niedziela?-Zapytałam przytulając ją na powitanie.
-Nie najlepiej. Trochę jeszcze mnie głowa boli, ale tak to jest dużo lepiej niż wczoraj.
-No ja myślę wczoraj to jak cię zobaczyłam to było tylko jeden wielki zgon.-Zaśmiałyśmy się.
Po chwili schodziła się reszta klasy. Zrobiło się głośno, więc nauczyciel szybko po dzwonku przyszedł do nas. Lekcja zaczęła się normalnie jak to u nas matma. Sprawdziliśmy zadanie domowe i przeszliśmy do nowego tematu. Jakieś tam powtórzenie. Nie wiem z czego, bo wyłączyłam się w połowie. Nie wyspałam się. Nigdy się nie wysypiam szczególnie, gdy mam takie lekcje na pierwszych godzinach. Co jakiś czas nauczyciel mnie o coś zapytał, ale Rose mi pomagała wybrnąć z tego. Dziękowałam jej u uśmiechając się szczerze do niej. Coś potłumaczył chwilę i zrobił kilka przykładów po czym zaczął nas "zapraszać" do tablicy. Wziął parę osób w tym Eathana.
-Jessica podejdź rozwiążesz jeden z przykładów.
Aż się wzdrygnęłam na dźwięk swojego imienia. Pomału wstałam i szłam w kierunku tablicy jak na skazanie. Wzięłam od Pana flamaster i, gdy miałam zacząć już rozwiązywać to uratował mnie dzwonek. Może i coś umiem, ale strasznie się stresuje, gdy stoję przed klasą. Szybko odłożyłam flamaster na biurko i poszłam się spakować. Wyszłam z klasy, a tam już czekały na mnie dziewczyny. Następne zajęcia to angielski. Jesteśmy podzieleni na grupy. Dla zaawansowanych i mniej zaawansowanych. Na szczęście jesteśmy z dziewczynami w tej lepszej grupie. Weszłyśmy do klasy. Tam już była połowa ludzi. Usiadłam na miejsce, a koło mnie Isabella.
-Hej.-Odezwała się do mnie jako pierwsza.
-Hej. Jak minął weekend?- Zaczęłam się rozpakowywać.
-Dobrze. Siedziałam cały czas w domu i uczyłam się na test z fizyki, a ty jak Ci minął czas?
-Byłam na imprezie, a potem w domu siedziałam. Trochę się uczyłam, a tak to siedziałam i się obijałam. -Uśmiechnęłam się do niej. Usłyszałam dzwonek, a już po chwili do klasy weszła nasza pani od języka angielskiego. Jest to wysoka, rudowłosa kobieta. Bardzo dobrze tłumaczy. Po każdej lekcji uczę się czegoś więcej niż do tej pory. Tak jak na każdej lekcji zaczęliśmy od zadania domowego, a potem przeszliśmy do czytania zadań i różnych tekstów w podręczniku. Lekcja szybko nam minęła. Wyszłam ostatnia z klasy. Teraz zajęcia muzyczne. Sala lekcyjna od muzyki jest w drugim budynku. Rozłożyłam parasol i szłam przed siebie. Przeszłam przez pasy. Nikogo nie było na ulicy. Wszyscy się chowali, albo do szkoły, albo nie wychodzili w ogóle z domów i smacznie spali. Zazdroszczę tym co jeszcze śpią. Pogoda chyba nie chce się zmieniać na razie. Weszłam do budynku i od razu złożyłam parasolkę. Przed klasa czekały na mnie dziewczyny i Eathan. Weszliśmy razem do środka. Usadowiliśmy się na swoje miejsca czyli ja z El, a Rose z Eathanem. Ja z Ellie siedzimy w drugiej ławce od strony biurka nauczyciela, a oni za nami. Rozmawialiśmy na różne tematy. Między innymi o tym czy zrobiliśmy zadanie domowe na następne lekcje i o różnych głupotach. W końcu zadzwonił dzwonek. Do klasy wszedł nauczyciel, a za nim piątka chłopców.
-Dzień dobry moi drodzy.- Powitał nas nauczyciel tak jak zwykle. Wszyscy wstali o odpowiedzieli.
-Dzień dobry.-Odparliśmy chórem. Usiedliśmy na miejsca. Rozpakowałam się, a nauczyciel zaczął sprawdzać obecność. Kilku osób nie ma. Gdy tylko zakończył zaczął wyjaśniać co robią u nas na lekcji chłopcy z zespołu.
-A więc w sobotę na apelu poznaliście za pewne tych otóż chłopców.-Wskazała na piątkę chłopaków, którzy stali koło niego.-Ja jako iż mam swoje lata to potrzebuje trochę odpoczynku, a akurat, że szczęście mi dopisuje to zastąpią mnie Ci muzycy.-Wskazał gestem ręki stojących koło niego chłopaków- Jestem pewien, że nauczycie się o wiele więcej niż ze mną. A więc co jeszcze mogę dodać. Życzę wam powodzenia byście się uczyli i jak wrócę to by było jeszcze lepiej u was, a wam chłopcy życzę cierpliwości co do moich klas.- Po tych słowach pożegnaliśmy go i opuścił naszą klasę. Jak to możliwe, że jeden z najlepszych nauczycieli idzie odpocząć od nas. To mogą zacząć się bardzo ciekawe zajęcia. Jestem ciekawa jakich jeszcze przedmiotów będą uczyć. Z zamyśleń wyrwały mnie ich głosy.
-Cześć ja jestem Liam. To jest Harry, Zayn, Niall i Louis.-Wskazał każdego po kolei.- Będziemy mieć z wami zajęcia muzyczne i sportowe. A na niektóre takie jak matematyka czy jakaś nauka gry na instrumentach to będziemy uczyć się razem z wami. Wiem, ze to trochę dziwne, ale wasza dyrektorka zaprosiła nas tu.-Przerwał mu wypowiedź chłopak w szelkach.
-A, żeby was nie zanudzać to może coś zaśpiewamy? Co wy na to?-Zapytał poruszając zabawnie brwiami. Wszyscy się na to zgodzili. Ogólnie to nasza szkoła jest jakaś dziwna. W niektóre dni mamy zajęcia takie cięższe jak np. Matematyka, angielski, niemiecki, fizyki, chemia, geografia i biologia. W inne dni mamy lżejsze jak zajęcia sportowe, informatyka, muzyka, nauka gry na instrumentach, czasem nawet zajęcia śpiewu. Blondyn podszedł do piani i zaczął grać jakąś melodię. Zaczął śpiewać, a za nim reszta jego kolegów. Ci co znali tę piosenkę to śpiewali razem z nimi. A ja w tym czasie pomyślałam, że to dopiero się zaczną bardzo ciekawe zajęcia lekcyjne... 













                                                           ...
 Rozdział jest taki jaki chciałam by był. Nie za krótki, ani nie za długi. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Następny dodam do tygodnia czasu. 
Pozdrawiam : *




2 komentarze:

Obserwatorzy