sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 52.


Ellie przytuliła mnie bardzo mocno i sama nie mogła powstrzymać się od płaczu. A ja musiałam wytłumaczyć chłopakowi jak mogę wydłużyć życie. Ledwo przez usta wychodziły mi jakieś krótkie słowa, które co chwilę przerywałam łkaniem. Po czym usłyszałam od niego „Kocham cię” i się rozłączył. Teraz tylko mam nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego. Tak cholernie się boję przyszłości, która nadejdzie jak z bicza strzelić.
-Będzie dobrze – podtrzymali mnie na duchu, ale musieli iść. Mimo wszystko to nadal jebany szpital, którego mam dość. Jak umierać to chcę u siebie w łóżku. Położyłam się od razu do łóżka i błagałam o sen, który nadszedł szybko..

**
-Wszędzie o tym bębnią – weszła do mnie ciocia z gazetą w ręku. Na pierwszej stronie był napis, że „Przyjaciółka chłopaków z 1D potrzebuje pilnie przeszczepu serca..” Więcej nie czytałam, bo wiem co tam jest. Ja nie chciałam błagać o pomoc w taki sposób. Porwałam tą gazetę nie chcąc na nią patrzeć. Sądziłam, że to co przeżyłam wczoraj to tylko jebany sen, ale teraz okazało się być to prawdą.
-Derec mówił, że jutro możesz wrócić do domu – uśmiechnęła się do mnie. - Załatwiłam Ci pielęgniarkę całodobową i jakieś inne rzeczy. A teraz chodź jeść. Nie chcę byś zmizerniała. - Nie miałam na to siły, ale ruszyłam za kobietą na zewnątrz. Nikt nie patrzył na mnie inaczej mimo że czułam się źle we własnej skórze. Widać, że mam wyrok namalowany na twarzy? Dla mnie pewnie tak, ale inni nie zwracali na mnie najmniejszej uwagi. Pewnie sami czekali na jakieś ważne diagnozy, które zaważą na ich życiu. Poczułam się lepiej, bo w końcu muszę żyć chwilą. Jak tylko szłam koło jakiejś dziewczynki to widziałam jak na mnie spogląda i szepcze coś do swojej mamy. Jak widać każdy czyta poranne gazety i to nie tylko dorośli, ale dzieci pewnie też. W końcu to coś o ich idolach. Ściany jadalni były tak samo w białych kolorach, a jedzenie wcale nie było pyszne. Dlatego ciocia wzięła mnie do restauracji za rogiem. Tak przynajmniej mogłam zjeść coś normalnego jak pierś z kurczaka i pyszne smażone ziemniaczki. I do tego lody czekoladowe, które uwielbiam i mogę jeść cały czas. Natomiast ta restauracji wyglądała o sto procent lepiej niż w szpitalu. Ściany były w kolorach czerwieni i czerni. Zasłony na oknach pokrywały się z kolorystyką, a stoliki były śliczne okrągłe i z pięknego drewna. Aż miło popatrzeć i jeść na takich. Bar był ozdobiony idealnie pod wystrój. Na kilka ścianach wisiały obrazy dobrze mi znanych artystów współczesnych i nawet była szafa grająca. Jedne ze starszych panów, który siedział z panią w swoim wieku jak sądzę są małżeństwem. Włączył dla niej piosenkę, która ma ze sto lat. Ale jak widać spodobała jej się. Widok zakochanych starców jest piękny, Sama chciałabym przeżyć taką wieczystą miłość. 
-Ciociu, ja chciałabym wrócić normalnie do szkoły – powiedziałam dalej obserwując państwa tańczących i dobrze się bawiących.
-Jak tylko chcesz to możesz zacząć od wtorku, bo jutro poniedziałek. Wszystko załatwione z nauczycielami więc nie martw się o zaległości – uśmiechnęła się kończąc swoją szarlotkę i popijając czarną kawą, którą ona kocha. Miło było popatrzeć jak się uśmiecha i nie martwi mną przez chwilę. Jednak jej oczy były smutne, ale nie dawała tego po sobie poznać. Zresztą ja już chcę wrócić do łóżka i z niego nie wychodzić, bo złapałam doła. I to właśnie teraz wiem kiedy nie chce mi się jeść lodów. To oznacza coś złego. Ale no sory, wczoraj dowiedziałam się o śmierci, która mną wstrząsnęła więc się nie dziwę temu. Cały czas nawet jak się uśmiechnę to widzę swoje odbicie i to co tam jest,a raczej kto tam jest to nawet nie ta sama ja co jakiś miesiąc temu. Wychudzona, smutna, wiecznie zdołowana i jak trup. Jestem ciekawa jak to będzie, gdy odejdę. Czy ktoś przedłuży mi życie? Czy będę miała szansę wyjść za mąż i mieć dzieci o jakich marzę? Nawet przez chwilę nie przeszło mi przez myśl od wczoraj, że Zayn mógłby mi się oświadczyć. To nie jest najlepszy dla niego pomysł.
-Jak uważasz, jakie prawdopodobieństwo jest znalezienia dawcy? - zapytałam jak wracałyśmy do szpitala.
-Ehh pewnie trudno jest kogoś takiego znaleźć, ale zawsze ktoś może ulec wypadkowi i serce odda tobie – odpowiedziała płacąc i biorąc mnie pod ramię. Pokiwałam twierdząco głową i się zastanawiałam jak to by było oddać komuś serce. Pewnie sama bym nie postąpiła tak. No chyba, że bym umierała jak teraz, ale bardziej krwawo. Wtedy oddałabym swoje narządy chorym ludziom jeśli by tylko ich potrzebowali. Jeśli nie to może kiedyś ktoś będzie w potrzebie.
-Jesteście! - krzyknął do nas Derec z końca korytarza.-Mam dwie wiadomości.
-Zacznij od złej – powiedziałam siadając już na swoim łóżku i się okrywając kołdrą.
-Więc przeszukałem inne szpitale w Anglii i Stanach. Nikt nie ma serca dla Ciebie, ale ostania szansa jest w innych państwa Europy – dopowiedział uśmiechając się blado.-A dobre jest to, że jakieś 10 starszych osób kończy robić badania dla Ciebie. I podobno w innych szpitalach jest taka sama akcja – zaklaskał w dłonie patrząc na swój notes.
-Chwila, czyli wszędzie szukają dla mnie serca?
-Mówiłem, że zrobię wszystko, a twoi przyjaciele z zespołu tylko mi to ułatwiają – zaśmiał się odbierając telefon, który akurat teraz zadzwonił.
Pierwszy raz tego dnia miałam nadzieję. Bo w końcu nadzieja umiera ostatnia więc muszę się jej trzymać. Ale jest ciężko jak się jest chorym i już się nic nie chce. Uśmiechnęłam się biorąc nogi pod brodę i kładąc na nie głowę. Nawet nie sprawdzałam telefonu od rana, ale jakoś nie mam ochoty czytać wiadomości i gadać z nikim. Jedynie potrzebuje przytulenia ze strony chłopaka, bo jego ciepła mi brakuje i będzie zawsze brakowało.
-Wybaczcie, ale dzwoniła moja znajoma lekarka z Bristol – podrapał się po karku i sprawdził na zegarek. - Muszę iść na operację. Potem do was zajrzę – posłał blady uśmiech cioci, która ostatnie dni strasznie wspiera. Mogę nawet powiedzieć, że lubią się nawet tak bardzo bardzo. Jest to jedyna miła rzecz o jakiej mogę teraz myśleć. Weszłam do swojego szpitalnego pokoju i zastałam w środku tatę. Siedział na krześle załamany podpierając głowę na ręce. Gdy mnie zobaczył wstał i mocno przytulił moje drobne ciało. Na początku nie wiedziałam co zrobić, bo nie przyzwyczaiłam się do posiadania kochającego ojca. Ale w końcu objęłam go swoją ręką. I zaraz drugą mocno przyciskając mężczyznę do siebie. Nie chciałam teraz, żeby mnie puścił. To było mi potrzebne od czasu kiedy się z nim spotkałam, a najbardziej potrzebuję tego od wczoraj. Stałam się trochę inna. Owszem czuję, że jestem zdołowana i nie chce mi się chwilowo żyć, chociaż wiem ja życie jest dla mnie ważne.
-Jak się trzymasz kruszynko? - spytał już puszczając mnie. Usiadłam na łóżku tak, że nogi zwisały mi z niego.
-Jest do bani – uśmiechnęłam się sztucznie i pohuśtałam nogami. Westchnął głośno i spuścił głowę w dół. Nie tylko ja jestem załamana.
-Robiłem badania, ale jeszcze nie ma wyników – powiedziałam. Wiem, że teraz wszyscy chcą mi pomóc, ale ja nie chce nikomu z moich bliskich zabierać życia. To jest skarb, którego nikt nie docenia nawet ja. Teraz jak wiem, że mogę to stracić to uświadamiam sobie jak ważne jest dla mnie co się dzieje na co dzień. Jak ważni są dla mnie ludzie, których wkurzam.
-Tato, ale ja nie chcę byś za mnie umarł – odpowiedziałam przygryzając dolną wargę.
-Jess, jestem twoim ojcem i to jest mój obowiązek chronić córkę – wstał i podszedł do okna. Rozglądał się chwilę po mieście, które stąd widać doskonale.
-Mam jeszcze trochę życia więc wykorzystam je najlepiej jak umiem. Jeśli ktoś obcy mi da pożyć dłużej to tak będzie. A jeśli nie to trudno. Pogodzę się z tym..
-Ale ja się nie pogodzę. Nie rozumiesz, że jesteś moją córką?
-A ty nie rozumiesz, że masz jeszcze dwójkę innych dzieci, które cię potrzebują? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Właśnie niech on się zastanowi, bo moje rodzeństwo zasługuje na to by go mieć przy sobie. A ja hmm i tak się nie znaliśmy od dziecka więc po co ja im jestem potrzebna? Jeśli umrę szybciej to będzie lepiej wszystkim pogodzić się z moim odejściem. W sumie ja nawet nie wiem co teraz mówię sobie w głowie. Same głupoty, których będę żałować, ale to jest prawda, która teraz się we mnie budzi jeszcze bardziej niż wcześniej.
-Jeśli będę mógłbym dawcą to i tak to zrobię – powiedział odwracając się do mnie przodem. Pomachałam sprzecznie głową i głośno westchnęłam. Jestem uparta tak samo jak on. W końcu muszę to mieć po kimś. Jednak nie chce się kłócić jeśli to może być nasza ostatnia rozmowa. Poklepałam miejsce obok mnie zachęcając tatę by usiadł obok mnie. Widziałam przez chwilę na jego twarzy lekki uśmiech po czym ruszył w moim kierunku. Przytuliłam się do niego i siedzieliśmy chwilę w ciszy. Ja myślałam o wszystkim i niczym, bo za dużo tego naraz. Analizowałam pomieszczenie, które codziennie oglądam i tak samo sobie o nim myślę jest okropne, paskudne i nieprzyjemne. Lecz muszę gdzieś spać, choć najchętniej spędziłabym każdą noc u siebie w domu w ciepłym łóżeczku nie musząc zważać na późne pory i brak odwiedzin. W końcu on przerwał ciszę pomiędzy nami. I zaczęliśmy sobie gawędzić o wszystkim.
**
-Słyszałam, że spędziłaś mile czas z Ojcem – weszła do pomieszczenia ciocia przerywając mi czytanie książki „Now is Good” muszę przyznać, że wciągnęła mnie tak samo jak film. Owszem wolę oglądnąć najpierw film, a potem czytać. Ale czasem są wyjątki i czytam, a potem oglądam. Jednak nie przepadam za takimi historiami, lecz zawsze trzeba próbować nowych rzeczy i jest to dobre doświadczenie i piękna książka. Już uroniłam parę łez ze śmiechu, ale i ze smutku. Polecam chyba każdemu tą piękną historię. Odłożyłam lekturę na szafkę i przekręciłam się na plecy, a następnie usiadłam.
-Owszem, wyszedł jakieś trzy godziny temu.
-I przez te trzy godziny czytasz książkę? - spytała siadając obok mnie.
-Nie do końca, oglądałam jeszcze film – zamknęłam książkę i odłożyłam ją na szafkę.- Kiedy wracamy do domu?
-Wytrzymaj jeszcze do jutra rana. Jak wstaniesz, spakujesz się to pojedziemy do domu – odpowiedziała. Westchnęłam kładąc się na miękką poduszkę.
-Dobra, wytrzymam. Ale nie miałaś kontaktu z Zaynem? - sprawdziłam telefon i nie miałam żadnego połączenia, ani wiadomości od chłopaka. Zmartwiłam się. Za to miałam mnóstwo SMS od taty, Ell, Rose, Eathan'a i Alfiego. Pisali, że tęsknią, czekają na mnie w szkole, opowiadają jak to jest na imprezie beze mnie. Uśmiechałam się czytając każdą kolejną treść w moim telefonie. Nie miałam siły na odpisywanie tylko odłożyłam komórkę tam gdzie leżała, a następnie wstałam.
-Nie miałam z nim kontaktu, a gdzie idziesz?
-Muszę iść do toalety – odpowiedziałam i wyszłam na korytarz. Było już trochę późno więc na korytarzu nie musiałam przepychać się przez tłumy ludzi. Spokojnie dotarłam do toalety gdzie zrobiło mi się ciemno przed oczami, ale nie zważałam na to. Załatwiłam swoją potrzebę fizjologiczną i wyszłam spuszczając wodę. Szłam idąc do zlewu umyć ręce, lecz straciłam równowagę i poleciałam na ziemię. Poczułam uderzenie nad okiem i dopiero jak wylądowałam na podłodze skapnęłam się, że uderzyłam głową o zlew. Złapałam się za miejsce obolałe i nie tylko obolałe, lecz leciała z niego krew strumieniami. Wstałam i spojrzałam w lusterko. Wyglądałam jak swój własny cień, nie dość, że blada, mizerna to jeszcze krew lejca się we wszystkie strony. Z przerażeniem wyszłam i zaczęłam biec do cioci zostawiając po sobie ślady krwi. Wpadłam w drzwi otwierając je i lądując przy tym na kolanach.
-Kurwa! - jęknęłam patrząc na zakłopotaną kobietę.
-Matko Boska! Jess, co się stało?! - uklękła przy mnie pomagając mi się podnieść.
-Potknęłam się na prostej drodze i zaryłam głową w zlew – wyjaśniłam ściskając ręce w pięści, gdyż tak mi zaczęła pulsować głowa, że nie mogłam wytrzymać z bólu.
-Już biegnę po lekarza – wybiegła, a ja siedziałam na zimnej podłodze trzymając się za głowę. Dopiero teraz czuje ten jebany ból. Starałam się podnieść na własnych siłach, ale na początku wydawało mi się to niemożliwe. Jak tylko się uniosłam to upadłam z hukiem na ziemię. Zrezygnowana postanowiłam siedzieć na dupie i się nie ruszać to jedyne wyjście jakie teraz mogłam zastosować w tej sytuacji. Do mojego pokoju wpadł po chwili Derec, a za nim ciocia ze łzami w oczach.
-Ciocia streściła co się stało – klęknął przy mnie i zaczął oglądać dokładnie moje rozcięcie.
-Musimy iść na szycie, bo za dużo krwi tracisz – powiedziała podając mi rękę, żebym się podniosła, ale jakoś mi nie wychodziła. Więc schylił się, a następnie podniósł mnie w górę. Pędził przed siebie szybko, a ja obserwowałam jak wszystko się wokół mnie kręci. Czy to są efekty uboczne mojej choroby? Jak tak to ja podziękuje bardzo. W międzyczasie nie zauważyłam nawet jak Derec woła pielęgniarki i jakiś ludzi, którzy mieli mu naszykować sprzęt, sale i inne rzeczy do zaszycia mojej rany. Jak posadził mnie na zimnej jak dla mnie szafce to zatrzęsłam się z chłodu. Obserwowałam co robi. Najpierw dał mi biały wacik i kazał uciskać miejsce, które skaleczyłam. Zrobiłam to, ale pomału, bo ból był niemiłosierny. A ten latał z pielęgniarkami po sali. One szykowały metalowe medyczne sprzęty, a lekarz wyszedł umyć ręce i nałożyć rękawice by nie wdało się zakażenie, zresztą tak zawsze robią na filmach. Trzeba w końcu dbać o higienę i o pacjentów, a z brudnymi rękoma i z goły nie będzie się babrał w krwi czyjejś. Bałam się szycia, gdyż nie miałam go nigdy. Jedynie oglądałam jak to robili na serialach, które lubię oglądać, ale tak na żywo jeszcze nic takiego się mi nie przytrafiło. Jak już widziałam jak wyciągają jakąś strzykawkę to mimo że siedziałam czułam jak nogi mi miękną.
-Teraz zaboli, ale chwilę, bo muszę to znieczulić – powiedział podchodząc i łapiąc moją skórę. Syknęłam przy wbijaniu igły w moje ciało. Nie mogłam wytrzymać z bólu więc krzyknęłam głośno, przynajmniej na tyle głośno na ile było mnie teraz stać.
Po skończeniu rozmasował to miejsce i odszedł dając przyrząd do śmieci. Po chwili wrócił ze specjalną igłą i nitką.
-Gotowa? - spytała przewlekając nić przez igłę. Kiwnęłam niepewnie głową. Podszedł i chyba wbił ją w moja skórę. Nie poczułam nic więc się zaśmiałam. - Widzę, że znieczulenie działa – powiedział skupiając się na swojej pracy.- Jesteś niezdarą, wiesz?
-Tak wiem. Nie dość, że umieram to jeszcze tracę równowagę i rozwalam sobie głową i zlew, jestem najlepsza – ruszyłam niechcący głową na co mężczyzna przeklął pod nosem, ale po chwili już kontynuował.
-Jeśli straciłaś równowagę to pewnie się domyśliłaś, że jest to związane z osłabienie organizmu, co nie? - miałam ochotę pokiwać głową, lecz się powstrzymałam.
-Wiem. Przecież jem normalnie, a mimo wszystko wyglądam jak trup – za lamentowałam.
-Osłabienie to nie koniecznie brak jedzenia Jess. Twój organizm wyczuwa, że z serduchem coś nie gra więc słabnie. A twoja pikawa wraz z nim. Na tym polega właśnie choroba serca i umieranie – ostatnie chyba mu się wymsknęło, bo przygryzł mocno wargę.
-Spoko, wiem że moje dni są policzone i tak dalej, nie musisz przy mnie udawać iż wszystko jest cacy – powiedziałam zamykając oczy. Za chciało mi się strasznie spać i nie mogłam przestać ziewać. Na szczęście Derec już skończył szyć i jeszcze przejechał po ranie mokrym wacikiem i kazał iść do pokoju z pielęgniarką, żebym po drodze nie zemdlała. Szłam wolnym krokiem blisko ściany by w razie czego móc się o nią podeprzeć. Doszła do pomieszczenia gdzie siedziała obgryzając paznokcie ciocia. Jak mnie zobaczyła ulżyło jej. Przytuliła mnie, a ja ją. W końcu mogłam się położyć do łóżka i móc iść spać. Już przykryłam się kołdrą i miałam zasypiać jak zadzwonił mój telefon. Leniwie go wzięłam i odebrałam.
-Halo? - spytałam ziewając do słuchawki.
-Obudziłem cię? - usłyszałam głos, który chciałam słyszeć co chwilę.
-Jeszcze nie poszłam spać – odpowiedziałam przekręcając się na bok.
-Przepraszam, że nie dzwoniłem wcześniej, ale mieliśmy koncert i nie mogłem olać fanów. Nie mogę przestać myśleć o tym wszystkim Jess.

-Zayn, ja też, ale nie myśl teraz o tym. Żyj chwilą i dobrze śpiewaj na koncertach, a ja nie mam naprawdę teraz sił. Zszywali mi głowę i padam na twarz...- po tych słowach telefon wyleciał mi z ręki, a oczy same się zamknęły....
____________________
I przybywam razem z wakacjami : > 
Pewnie się cieszycie, bo dwa miesiące bez szkoły. Ja natomiast się smucę na początku, bo koniec gimnazjum to koniec mojej kochanej klasy.. ;c 
Ale życie idzie dalej i ja wraz z nim. Nie zanudzam moimi historiami i przemyśleniami ;P
Wiem, że opuszczam się z dodawaniem, ale ostatnie dni spędzałam żyjąc właśnie chwilą i nie mogłam nic napisać ;/ Ale już jestem i obiecuję, że będę bo dużo wolnego chyba się szykuje co nie? hahahha
Jak się podoba? ;> Jest według mnie smutny, bo słuchałam specjalnie smutnych piosenek ;c No mniejsza o to xd 
Miłego czytania i do następnego!! 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ! ♥♥♥♥

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział 51!

**Oczami Zayn'a**
Ten czas bez mojej dziewczyny był męczarnią, ale codziennie wieczorami mówiłem sobie i przed wyjściem na scenę, ze robię to dla niej i wracam za niedługo. To mnie trzymał tutaj z Perrie, która z dnia na dzień mnie coraz bardziej denerwowała. W dzień kiedy blondyna mnie pocałowała nie miałem pojęcia, że ona to zrobi. Miałem ochotę ją odepchnąć, ale nie mogłem. Było jakieś kilkadziesiąt tysięcy osób, które wierzą, że jestem z nią naprawdę w związku i planujemy nie wiadomo co ze sobą. Przeprosiłem oficjalnie moją prawdziwą dziewczynę, ale nie mogłem powiedzieć też za co tak bezpośrednio, bo by był przypał. Jednak już za dwa dni na koncercie kazali mi stać w jednym miejscu, żeby Perrie mogła do mnie wejść i coś tam zrobić. Chłopaki słyszeli wszystko, żeby nie było potem nie potrzebnych niedomówień. Ale jak zobaczyłem przy jednej z naszych piosenek dzięki Payno plakat, który trzymała jedna z najpiękniejszych kobiet na świecie nie
wytrzymałem w jednym miejscu. Ruszyłem tuż do progu sceny i tylko ona i kilka fanek dzieliło mnie od mojej miłości. Wszystko co śpiewałem kierowałem do niej pokazując to. Nie obchodziło mnie czy któraś z fanek ją rozpozna i coś potem napisze w sieci. Liczyła się ona. Po skończonym show czekałem na nią. Przyprowadził ją jakiś ochroniarz i pierwsze co to rzuciła mi się w ramiona. Teraz miałem wszystko w swoich ramionach. Po długich rozmowach poszedłem z nią do pokoju. Nie chciałem ani na chwilę zostać bez niej. Do domu wracamy za te pieprzone dwa miesiące, a ja chcę się nią nacieszyć, bo musi jutro wrócić do domu. I znowu będziemy od siebie tak daleko.
Ten moment zapamiętam do końca życia. Kiedy moja Jessica zemdlała. Nie wiedziałem co zrobić. Jedynie zdążyłem złapać jej głowę przed uderzeniem o podłogę. Momentalnie w moich oczach zebrały się łzy, które chciały wyjść na zewnątrz. Wziąłem ją na ręce i pognałem do pokoju obok gdzie znajdował się Derec lekarz. Bez pukania otworzyłem drzwi i wpadłem do pokoju..
-Co się stało? - spytał podchodząc i sprawdzając przytomność dziewczyny.
-Podczas rozmowy upadła i nic – odpowiedziałem będąc w szoku i cały czas trzymając jej rękę, która była lodowata.
-To sprawka zmęczenia i serca. Mówiłem, żeby została w szpitalu to nie – spojrzałem w szoku na niego.
-Jak to w szpitalu? Co się działo przez te dwa tygodnie.
-Nie mogę Ci powiedzieć, bo zobowiązuje mnie moja praca – odpowiedział wykręcając numer do szpitala. Do pokoju w międzyczasie przyszła Ellie i Eathan. Nie ja ich zawołałem tylko Derec. Ja byłem za bardzo wstrząśnięty i przerażony stanem mojej kochanej.
-Może wy mi powiedziecie czemu ja do chuja nic nie wiem o Jess? Co się działo przez te dwa jebane tygodnie?! - krzyknąłem na nich. Sam w tej chwili nie poznawałem siebie. Miałem napad gniewu, który nie gości u mnie za często.
-Uspokój się, nie chciała cię martwić – odpowiedział chłopak.
-Nie mogę się uspokoić, gdy nic nie wiem – zdenerwowany miałem ochotę uderzyć w coś twardego czekając na karetkę, która jechała jakby nie mogła dojechać.
-Jess przez ten krwotok miała dodatkowe badania i leży cały czas w szpitalu. Nie mówiła nic, bo nie chciała zniszczyć waszych koncertów – powiedziała szlochając Ellie.
-Co takiego te badania wykryły?
-Lekarze nie są pewni i nic jej nie mówią. Więc nie mam pojęcia – Eathan przytulił ją do siebie, a ja dalej nie pytałem tylko wróciłem do Jess. W końcu wbiegli do pokoju ratownicy i wynieśli dziewczynę na noszach. Nie miałem zamiaru jej zostawiać, ale kazali mi, bo Derec z nimi pojechał. Chłopaki zabrali mnie do naszego samochodu, którym kierował Liam i ruszyliśmy za karetką. Droga szła nam mozolnie ze względu na światła, które niestety nas obowiązywały. Po 15 minutach byliśmy na parkingu. Wybiegłem nie zważając na deszcz. Wbiegłem do środka szukając pielęgniarki.
-Szukam Jessici Milton, który została przed chwilą przywieziona – powiedziałem, a ta zaczęła coś tam szperać w papierach.
-Jest Pan rodziną? 
-Tak – skłamałem, bo nie podałaby mi żadnych informacji na jej temat.
-Pani Milton została przewieziona na salę badań na 3 piętrze numer 301, tylko proszę nie..już nie dokończyła, bo ruszyłem biegiem na górę. Zamówiłem windę, ale nie dojechała tak szybko jak chciałem więc wybrałem schody. Biegłem szybciej niż zazwyczaj. Mijałem kilka osób, które były w strasznym stanie, albo po prostu kogoś kończyły odwiedzać o tak później porze. Nie zdawałem sobie jakoś nigdy sprawy jak to musi być strasznie mieć bliską osobę chorą na coś poważnego. W tym wypadku poświęciłbym dla niej wszystko co mam, żeby tylko wyszła zdrowo z tego. Wpadłem na drugie piętro i rozejrzałem się zbity z tropu w dwie strony nie wiedząc gdzie dalej się kierować. Spojrzałem na jedne z białych drzwi z napisem 290, i biegłem już w dobrą stronę. Nie minęła minuta nim wbiegłem na salę do Dereca. Nie chciałem przeszkadzać w badaniach, ale nie mogłem tak stać i nic nie robić. Widziałem jak lekarze coś konsultują między sobą i pielęgniarki zapisują w notesach pewnie te ważne rzeczy. Stałem koło drzwi i jak ktoś mi je zamknął przed nosem oparłem się o ścianę i po niej zjechałem. Nie miałem w tym momencie sił na nic. W mojej głowie krążyło tysiące pytać, a najważniejszym było to dlaczego ona mi nic nie powiedziała. Rzuciłbym wszystko, żeby tylko być z nią, ale chyba właśnie tego chciała uniknąć. Nie chciała zrobić czegoś czego bym żałował niszcząc swoją karierę i chłopaków. A właśnie myśląc o nich właśnie teraz biegli w moim kierunku.
-Malik, jak ona? -Spytał Eathan kucając koło mnie.
-Nie mam pojęcia, badają ją – wskazałem palcem na drzwi i dalej się zamyśliłem czekając na jakieś wiadomości. I historia bardzo lubi się powtarzać widzę. Znowu wszyscy jesteśmy w szpitalu i czekamy na dobre informacje co do Jess, która dostanie ode mnie taki opierdol jak tylko się ocknie, że nie wiem. Tak cholernie ją kocham. Jak tylko wyobrażę sobie, że coś może jej się stać strasznego to nie przeżyje tego. Nie dam rady i się będę musiał poddać.
Siedzieliśmy wszyscy w ciszy, było tylko słychać szloch Ellie, która wtulała się w Horana i co chwilę jakieś szuranie butami dobiegające z sali 301. Po jakiś 30 minutach wyszedł do nas Derec. Spojrzał na nas i w końcu się odezwał.
-Jest przytomna – powiedział, a ja wstałem jak oparzony kierując się do niej, Jednak zatrzymał mnie – To nie wszystko.
-Czemu nie mogę się z nią zobaczyć? - zwróciłem się do niego.
-Najpierw ważniejsze rzeczy – dopowiedział chowając zeszycik do kieszeni spodni.-Więc załatwiłem już samolot, który za jakąś godzinę zabiera Jessice mnie i dwójkę jej przyjaciół do Londynu.
-Co?! Dlaczego tak szybko, tutaj też ma dobrą opiekę medyczna – powiedział Liam wstając i drapiąc się po karku. Najwidoczniej nie tylko ja się tak chujowo czuje w tym momencie.
-Zaraz odbieram jej wyniki i już miałem pewność tego co jej jest. A muszę ją zabrać do domu. Tak jej ciocia nakazała i ja, jako jej lekarz – powiedział siadając na krześle. Schował twarz w dłoniach. -Taka młoda, a tak chora – szepnął do siebie, ale i tak wszystko słyszałem. Teraz moje ciśnienie podskoczyło diametralnie w górę. Mogę się pewnie tylko domyślać o co chodzi, bo nie wiem czy mi powiedzą. W końcu te jebane prawo jest takie, że tylko rodzinie udzielają takich informacji co jest na maksa posrane.
-Panie Doktorze Piterson, oto Pana wyniki – podeszła do nas niska blondynka z teczką w kolorze brązu. Mężczyzna otworzył ją i dokładnie przeanalizował. Kilka razy czytał to samo i w końcu schował papier do środka.
-Możesz do niej wejść – powiedział, a ja wbiegłem na salę. Na łóżku leżała zmęczona brunetka. Pierwsze co zrobiłem to mocno ją do siebie przytuliłem. Usłyszałem jej cichy śmiech i mogłem zobaczyć jak się szeroko uśmiecha.
-Czy ja umarłam? Nie krzyczysz? Nie pytasz? Jestem w niebie? -spytała przez lekki śmiech.
-Spokojnie to cię nie ominie złotko – puściłem jej oczko i złapałem za już ciepłe ręce.-Nie wiesz jak się wystraszyłem. Mój świat w jednej chwili się załamał.
-Ale jestem tutaj i jest dobrze – odpowiedziała nim dokończyłem mój monolog.
-Za parę minut wracasz do Londynu, ale najpierw powiedz mi dlaczego mi nie powiedziałaś – już poważniej zaczął rozmowę.
-Zayn, Kocham cię. Nie chciałam, żebyś zaprzepaścił trasę dla mnie. Jak widzisz jestem chwilowo w całości – zaśmiała się, a zanim coś odpowiedziałem do pomieszczenia wszedł lekarz. 
-Helikopter już na nas czeka na górze – powiedział i wyszedł dając nam chwilę na pożegnanie jak sądzę.
-On już wie co ze mną będzie, a ja się domyślam – powiedziała przerywając chwilową cisze między nami.-Wiedz, że jak umrę to..
-Kurwa, nawet tak nie mów. Nie wiesz jak ja cię kocham?! Nie wyobrażam sobie innego życia niż te co mam przy tobie – powiedziałem na jednym tchu zdenerwowany tym co chciała powiedzieć. Mam pewność, że chciała powiedzieć to co na tych jebanych filmach one zawsze mówią przed końcem. Ale nie ma końca. To jest dopiero początek, a nie jakiś jebany koniec. Ta dziewczyna kończy osiemnastkę i nie pozwolę jej umrzeć. Nie przy mnie nie ma tak łatwo.
-Ja wiem, też cię kocham i ehhh jutro napiszę jak będę wiedziała wszystko. A teraz pocałuj mnie ten ostatni raz – nie musiała długo namawiać. Wpiłem się w jej delikatne jeszcze trochę sine usta. Mogłem tak się całować z nią, aż nam przeszkodziła pielęgniarka.
-Przepraszam, ale musimy jechać na dach – powiedziała odpinając jakieś przyrządy i pchając łóżko. Pomogłem jej z tym aż do windy. Jess pożegnała się z chłopakami, a Eathan i Ellie już tam się udali z doktorem. Ja natomiast mimo protestów ze strony lekarzy wsiadłem do windy i ruszyłem z dziewczyną na górę. Cały czas w rękach miałem jej jedną z dłoni. Pocierałem kciukiem o jej wierzch i patrzyłem w jej oczy, które nie odrywały wzroku ode mnie. Nie chciałem, żeby winda się kiedyś zatrzymała, ale w końcu dojechaliśmy na samą górę i musiałem się ostatecznie z nią pożegnać na jebane dwa miesiące. Pocałowałem ją i szepnąłem jak bardzo ją kocham. Widziałem jak wsiada do samolotu gdzie przejęli ją jej przyjaciele. Stałem tam, aż nie ruszyli. Czułem pustkę i wewnętrzny smutek kiedy samolot znikał z mojego zasięgu wzroku. Jeszcze słyszałem jak lecą, ale zebrało się na deszcz więc wróciłem do środka gdzie czekali na mnie chłopaki.
-Jak się trzymasz? - spytał Payno kiedy wróciłem mokry do nich na dół.
-Chujowo – odpowiedziałem i ruszyłem pierwszy do wyjścia. Już miałem ochotę znaleźć się w hotelowym łóżku i zasnąć na te parę jebanych godzin. Tylko czy to mi się uda? Na miejscu Perrie na całe szczęście spała u siebie w pokoju więc obyło się bez pytań i zbędnych słów. Zamknąłem swój pokój na klucz i po ściągnięciu mokrych ciuchów założyłem coś suchego. Po czym rzuciłem się na łóżko spać. Ale w mojej głowie była jedna dziewczyna. Tak więc przekręcałem się z boku na bok. To potrwało chwilę, aż mogłem spokojnie zasnąć...

**Oczami Jess**
Nie chciałam, żeby dowiedział się w ten sposób. Po prostu nie mogłam nic poradzić na to, ale no nienawidzę się za to. Zayn miał nic nie wiedzieć, aż do oficjalnych jebanych wyników, które pewnie już są jawne, ale nie przekazano mi informacji, bo po co? Ale lepiej bym się zamartwiała i nic nie mówiła chłopakowi, który dowiedział się w okropny sposób. Nie no dzięki losie!
Całe szczęście nie krzyczał, ale widziałam, że był bardzo poddenerwowany i smutny. Też bym taka była. Dobrze, że dolecieliśmy samolotem do szpitala w Londynie. Tam od razu ciocia wzięła mnie i nie puszczała z uścisku przez długą chwilę. Jednak w końcu wróciłam do swojej obskurnej sali, której już mam po dziurki w nosie. Miałam wrócić tu szczęśliwa dopiero jutro, a nie w nocy. Najlepszy weekend jaki mogłam sobie wymarzyć. Kazałam iść moim przyjaciołom do domu, ale uparli się najpierw rozpakować mi walizkę. Ale po dłuższej rozmowie przekonałam ich, że jutro jestem do ich dyspozycji i pewnie przez następne ileś tam chwil, aż do śmierci więc będą mnie mieć jeszcze dość. Pozrzędzili, że mam tak nie mówić, ale w końcu sobie poszli a ja zostałam sama ze sobą. Teraz czekam na jutro, bo z rana ogłoszą mój wyrok śmierci. Ciocia jak zwykle ślęczała przy mnie. Ale zasnęłam nie zważając na nią, gdyż nie mogłam już przez brak sił...
**
-Chyba wiesz co Ci jest – rzekła Derec przy porannym obchodzie.
-Domyślam się, ale wolę byś ty mi to powiedział.
-Daję Ci góra dwa lata życia – nie spodziewałam się tak bardzo złej diagnozy. Mimo zaciskania pięści miałam łzy w oczach. - W tym czasie możesz prawie wszystko, bo jak zajdziesz w ciąże to będą marne szanse dla Ciebie.. 

-Nie mogę przejść jakiejś operacji ?- zapytałam czując jak strumieni cieczy leją się z moich polików. To co czułam w środku rozrywało mnie..
-Jest szansa. Ale jako człowiek myślę, że to będzie raczej prawie niemożliwe.
-A jako lekarz? - teraz patrzyłam wszędzie tylko nie na niego. Nienawidzę słabej siebie. Zawsze wolałam być tą silną niż słabą, a teraz jest to niemożliwe.
-Jako lekarz myślę, że pójdzie dobrze. Jak tylko znajdę dla Ciebie serce, które nie siądzie po czterech latach – prychnął mówiąc to. Spojrzałam na niego. Miał zaczerwienione oczy i był zdenerwowany co można było wyczytać z ruszania ręką.
-Wiedziałam, że umrę, ale nie tak szybko – odezwałam się siadając. Miałam ochotę wybuchnąć szlochem tak głośno jak się tylko da, żeby każdy wiedział co przeżywam. Teraz tak bardzo chciałabym być na lekcji chemii, której nienawidzę. Wszystko tylko nie to co się teraz właśnie dzieje. Ja miałam plany na życie. Na życie z Zaynem też miałam. A teraz jebło mi wszystko jak lusterko na małe kawałeczki. Najpierw moi bliscy umierają, zdradzają mnie, a na końcu ja umrę i zostawię tych co mnie pokochali samych. Nie chcę takiego losu.
-Też tak myślałem. Ale wiedz, że zrobię wszystko co mogę – dopowiedział i wyszedł. Nie chciał patrzeć jak zalewam się łzami. I zrobił bardzo dobrze. Teraz nie chcę by ktoś mnie zobaczył w takim stanie. Jest ze mną gorzej niż wtedy gdy dowiedziałam się o zdradzie swojego chłopaka. Zaniosłam się płaczem i upadłam na poduchy. Wydawało mi się jakbym już umarła. To co człowiek przeżywa w takim momencie jest okropne. Owszem płakałam, ale nie krzyczałam. Przynajmniej nie na zewnątrz jedyne co mnie bolało to myśli. Krążyło ich tylko o mojej głowie, że nie wiedziałam gdzie zacząć. Przecież mam rodzeństwo, ojca, ciocię, chłopaka i przyjaciół. I tak nagle mam to stracić? Przykryłam się kołdrą po sam czubek nosa i leżałam czekając na nie wiadomo co. Do pokoju wparowała zapłakana ciocia.
-Już wiesz? - spytała widząc mnie w takim stanie.
-Tak – odpowiedziałam nie ruszając się.
-Kochanie zrobię to co mogę nie pozwolę ci odejść – jakby to miało mi pomóc. Jednak nic mi nie pomoże. Umrę jak każdy tylko wcześniej.
-Ciociu obiecasz mi coś?
-Jak mogę to tak – podeszła i złapała mnie za rękę. 
-Proszę naprawdę pomóż mi żyć jak najdłużej. A jak się nie da to pochowaj mnie koło mamy – obie płakałyśmy. Przytuliłam się mocno do niej i nie chciałam puszczać.
-Kochanie, oddałabym Ci to co mam jakbym mogła. Ale nie mogę być dawcą robiłam badanie – jeszcze głośniej zaczęła płakać co mnie wcale nie uspokajało. Teraz właśnie taka osoba jest mi potrzebna, co zrobi coś dla mnie. To jest oddanie mi swojego życia. Przynajmniej na więcej niż dwa lata. Będę mogła skończyć to co zaczęłam i nawet może będę mogła mieć rodzinę? Najgorszą rzeczą jest teraz powiedzieć Malikowi i najbliższym. To ich podłamie, a co ja mam powiedzieć? To mi podcięło skrzydła jakie jeszcze miałam. Moje złe życie odwraca się do mnie. Teraz wiem co zrobiłam źle i chciałabym to naprawić, ale no nie mogę. Nic nie mogę. Najlepiej jest się zabić niż czekać na ten dzień, który nadejdzie jak w wyroczni. Już mam datę śmierci i chyba nic tego nie zmieni.
**

-Wiesz, że musisz powiedzieć ojcu? - powiedziała ciocia jak skończyłyśmy płakać i leżałyśmy dalej szlochając jakieś trzy do czterech godzin. Nie wiem czy da się płakać dłużej, ale pobiłam swój rekord.
-Możesz powiedzieć, żeby do mnie dziś przyszedł? - spytałam wycierając noc. Wszystko co teraz widzę to czarne barwy. Jak kobieta wyszła wybierając numer do mojego taty w głowie naszły mnie na nowo jakieś myśli. A raczej przypominajka, która mówiła „Umrzesz, ty to wiesz i ja to wiem. Jest to nie nieuniknione, ale nie poddawaj się. Zawsze jest szansa.” Jednak ja już jestem złej myśli i sądzę, że szansy nie ma. Przeniosłam się z łóżka na parapet. Widziałam panoramę Londynu co było pięknym widokiem. Siedziałam tak myśląc o wszystkim i niczym. Jak drzwi się otwarły wiedziałam, że to mój tato.
-Jess? - spytał patrząc na mnie. Spojrzałam w jego oczy przepełnione smutkiem. Oznacza to, że powiedziała mu. To chyba lepiej. Ja nie mam sił na uświadamianie kogoś o moim końcu.
-Umieram – zaśmiałam się przez łzy. Wstałam i podbiegłam w jego ramiona. Tak bardzo potrzebowałam troski rodzica jak nikogo innego. 
-Moja kruszynko – pogłaskał mnie po plecach . -Nie dam Ci odejść – załkał dalej tak stojąc. Sądziłam, że jako policjant nie popłacze się, a jednak się myliłam i to bardzo. Nawet on ma takie uczucia jeśli chodzi o rodzinę. Mogłam z nim spędzić resztę tych godzin. Nawet dla mnie chciał odwołać swój patrol, ale namówiłam go żeby poszedł. Ja jeszcze tu będę przez najbliższe dwa lata. Więc to go nie uspokoiło, ale powiedział, że pójdzie w najbliższym czasie zrobić badania. Ale czy ja chcę? Nie chcę zabrać życia komuś kogo bardzo kocham. To tak jakbym zabrała życie Zaynowi. Sama bym się załamała i zabiła prędzej czy później. Zostałam sama, a raczej tak myślałam. Lecz moje łkanie przerwał Eathan z Ell. Teraz tylko ich brakowało.
-Co tam w hospicjum? - jak zwykle zaczął żartem, ale to już prawda, a nie fikcja.
-Heh, jak zwykle tylko mam gorsze wieści – odpowiedziałam spoglądając na nich.
-Płaczesz? - spytała przejęta Ellie i usiadła koło mnie.
-Bo nie wiem jak wam powiedzieć, że za około dwa lata możecie być na moim pogrzebie – nie pohamowałam się słowami. Już nie myślę tak by nikogo nie ranić. Jestem zraniona i nie mogę bardziej zranić tym co się stanie. Za bardzo kocham tych ludzi, żeby oszukiwać w takiej sprawie. Ja naprawdę nie chciałam patrzeć w ich oczy. Lecz musiałam. Twarz chłopaka nic nie wyrażała. Była jak z kamienia. Natomiast dziewczyna już zaczęła płakać i mnie przytulać. Przez nich kolejny raz tego dnia płaczę, a nie powiedziałam o niczym chłopakom w trasie. W sumie nie chcę ich tym martwić, bo co to będzie? Fani mnie znienawidzą za przerwanie koncertów, a tego chcę uniknąć przed śmiercią.

-Musisz mu powiedzieć – dochodziła już jedenasta w nocy, a ja ze znajomymi siedzieliśmy i piliśmy. Oczywiście nie mogłam dużo więc zajęłam się sokiem pomarańczowym, który jest mi wskazany.
-Nie dam rady – spoglądnęłam na telefon gdzie miałam kolejne nieodebrane połączenie.
-Daj – wziął telefon i wykręcił numer sam do Zayna. Ten odebrał od razu. - teraz z nim gadaj – podał mi komórkę, a ja nie wiedziałam co zrobić. Zostałam postawiona pod murem. Tak się nie robi. Nie w takich poważnych sytuacjach.
-Jess? Czemu nie odbierasz? Wiesz jak się martwię? - pytał i pytał. Bałam się mu cokolwiek powiedzieć, bo nie wiem gdzie jest i co robi.
-Wiesz jak ja się boję – w końcu rzekłam, jednak nie załapał.
-Czego? Jess, nie żartuj tylko mów co wyniosły badania – i teraz będzie pod górkę.
-No właśnie boję się to powiedzieć – już się zaczął domyślać najgorszych rzeczy.
-Kurwa mać! Powiedz, bo już nie mogę.

-Umieram! Okej? Umieram, po prostu za dwa lata mnie nie będzie...
____________________
Hej kochani!! ; >
Jestem z nowym rozdziałem i z nowy pięknym tygodniem! ; )) 
Zbliża się koniec roku, a przede mną i pewnie przed wami wybór nowej szkoły ;/ 
Pożegnania nadszedł czas z moją kochaną klasą ;c 
Ale nie smucę xdd Mam nadzieję, że rozdział was wzruszy, gdyż pisałam to przy mega dołujących i smutnych piosenkach gdzie płakałam, ale to szczegół ; ^ I czytając rozdział przed dodaniem też miałam łzy ; c Kurdę xd 
Dobra nie ważne ;> Przede mną mnóstwo roboty z zakończeniem, bo muszę nauczyć moje tumany tańczyć, a sama piszę scenariusz i inne duperele ^^ 
Więc do miłego za tydzień (bo rozdział już zaczęłam więc pójdzie gładko przez weekend xdd) 
Pozdrawiam gorąco! ;3 
     CZYTASZ=KOMENTUJESZ! ;3 

Obserwatorzy