piątek, 25 września 2015

Rozdział 59.

Polecam jakąś wolną piosenkę włączyć np. Birdy, Say Something.. 
**Oczami Zayn'a**
-Stary nie pierdol.. - skończyłem załatwiać z nim sprawę płacząc na końcu co nie było podobne do mnie. Ale wiem, że teraz mnie gówno obchodzi zdanie innych na mój temat.
-Masz to zrobić, jasne? - powiedziałem opanowanym głosem podpierając się o ścianę. Minęła jakaś godzina odkąd tutaj gadamy.
-Jeśli tego chcesz – odparł. Jestem pewny, że zrobi to najlepiej jak trzeba, a ja mu ufam jako jedynemu chłopakowi w tym świecie, którego coś łączy z Jess. Chociaż zawsze był dla mnie konkurentem. Otarłem łzy i udałem się do mojej dziewczyny, która właśnie leżała cała blada na sali z ciocią, która płakała z nią rozmawiając.
-Na reszcie – wyszeptała bez sił.
-Musiałem załatwić parę spraw – odparłem wchodząc w głąb pokoju i łapiąc ją za lodowatą rękę.
-Chcę spędzić ostatnie godziny z tobą.
-To nie są twoje ostatnie godziny tylko pierwsze – uśmiechnąłem się blado. Nie mogłem wytrzymać nic jej nie mówiąc. Czułem jak bicie serca mi przyśpiesza, gdy łapię ją za rękę. Powiem jej, to się za niedługo stanie, a ona zrozpaczona się nie pozbiera. Ale będzie żyć co jest dla mnie najważniejsze w tym jebanym momencie na tym pojebanym świecie. Wszystko co chcemy by było dobrze to jakie nam wychodzi? No właśnie popierdolone! Jestem taki wkurwiony, nie na to iż odejdę. Jestem wściekły, bo nie założę rodziny z Jessicą i ona będzie żyć beze mnie.
-On dobrze mówi, skarbie. Nie możesz się poddać – odezwała się kobieta wstając z krzesła.
-Jest Ellie i reszta? - spytała brunetka patrząc na mnie. Pokiwałem głową.- Możesz ich zawołać? Chciałabym się pożegnać – z jej pięknych oczu popłynęły łzy, które otarłem kciukiem.
-Wszyscy są na korytarzu i czekają, aż wyjdziesz cała szczęśliwa z tego chorego miejsca – muszę być dla niej optymistą co mi średnio wychodzi. Nie wiem jak się zebrać do powiedzenia tego wszystkiego chłopakom, którym no muszę to powiedzieć.
-Zawołasz ich? - wstałem i ostatni raz na nią patrząc wyszedłem na korytarz gdzie wszyscy byli w grobowych nastrojach jak ostatnio kiedy tu byliśmy.
-Chce widzieć Ellie – powiedziałem na co dziewczyna zeszła z kolan Horana, gdzie siedziała płacząc i pognała do sali ocierając ostatnie łzy, ale miała czerwone ślady od nich więc raczej Jess zauważy.- Musimy chłopaki pogadać, chodźcie – szedłem prosto trzymając ręce w kieszeni. Patrzyłem pod nogi i myślałem. Myślałem nad sensem tego wszystkiego co się dzieje wkoło nas. Dotarliśmy na pusty korytarz więc mogłem zacząć mówić.
-Chodzi o Jess? - spytał przerażony Payne stając koło mnie.
-Chodzi o jej dawcę – zacząłem niepewnie nie patrząc w ich stronę tylko na swoje buty.
-Co z nim nie tak? - spytał Niall patrząc przenikliwie w moje oczy, które uniosłem na niego. Palił mnie jego wzrok, a mi chciało się w tym momencie płakać.
-Nic nie rozumiecie – uderzyłem zdenerwowany w ścianę.
-Spokojnie, po prostu powiedz nam – odezwał się Louis stojąc obok Harr'ego, który patrzył cały czas na mnie.
-Dawca ma się dobrze – przełknąłem gulę rosnącą w moim gardle by móc normalnie resztę powiedzieć.
-To chyba dobrze, czemu nas straszysz? - spytał Hazz posyłając mi blady uśmiech.
-Bo to ja oddam jej serce – wyznałem ze łzami na co wszyscy zamilkli nie wiedząc co zrobić. Uśmiechy nawet te słabo widoczne zniknęły w ułamku sekundy. Oczy się poszerzyły, a twarze stały się jeszcze bardziej bledsze niż przedtem.
-Co ty kurwa pierdolisz?! Jak to ty?! Przecież mamy dawcę – zaczął się denerwować Liam i złapał się za głowę co często robił, gdy miał trudną sytuację do przegryzienia.
-Bo to ja od początku jestem tym jebanym dawcą. Zrobię dla niej wszystko rozumiecie? Oddam jej część mnie – wyznałem patrząc na każdego po kolei. Payne potrząsnął mną lekko i po chwili puścił i zakrył oczy rękoma kucając przy ścianie. Niall stał w miejscu z oczami utkwionymi na mnie, Louis odwrócił się, a Harry stał i po prostu płakał.
-Nie możesz tego zrobić – wychlipał Horan podchodząc do mnie. Uściskałem go mocno tak jak się robi na pożegnania.-Nie żegnaj się, nie rób nam tego – odwzajemnił uścisk. Stałem z nim jak z bratem, bo ta czwórka idiotów to tak naprawdę moja druga bliska rodzina. Jeśli spędza się z kimś 5 lat codziennie się widząc i pracując razem to do czegoś zobowiązuje. Kocham ich jak braci, których nigdy nie miałem. Nie wiem jak dalej będą pracować beze mnie, ale wiem, że dadzą sobie radę. Gdyż dla fanów jesteśmy w stanie zrobić wszystko czyli nie można się poddać. Sam nie wiem co się ze mną stanie. Co będzie z Jess? Czy będzie miała piękną córkę? A może przystojnego syna, którego nauczy śpiewać lub grać w piłkę? Mam nadzieję, że jej się jednak ułoży i spełni swoje najskrytsze marzenia. A w drugim życiu będzie nam dane spotkać się na nowo i zacząć wszystko od początku, bo miłości nie da się z niszczyć. To uczucie jest wieczne mimo że zabraknie jednej połówki serca na ziemi. Druga połówka da sobie radę i znajdzie bandaż, który zaklei rany. A chłopaki? Nie przestaną być najwspanialszym zespołem na świecie.
-Stary to co robisz to wielki szacun za to – podszedł do mnie Harry i mocno uścisnął. Mimo, że odbiłem mu dziewczynę to jest dla mnie bratem. Te chwile są dla nas ostatnimi chwilami razem co jeszcze bardziej mnie dobija. Dobija mnie widok moich przyjaciół płaczących nie ze szczęście jak to było w 2010 roku lecz teraz żegnamy się i to tak naprawdę. W tym życiu już ze sobą nie stworzymy żadnej piosenki, ani nie zaśpiewamy razem. 

-Czemu wcześniej nie powiedziałeś?! Nie chcę stracić przyjaciela i brata w jednym – krzyknął Liam wpadając w moje ramiona. Mocno go uścisnąłem i w końcu dałem ponieść się emocją.
-Nie chciałem psuć nikomu tych kilku dni wakacji, które spędzaliśmy miło – odpowiedziałem trzymając go mocno w uścisku. Dalej nic nie mówiliśmy tylko płakaliśmy jak baby i się przytulaliśmy. To pożegnanie jest okropne, a to początek gdzie na końcu czeka mnie moja miłość, której też muszę to powiedzieć. Ta godzina spędzona z nimi to zdecydowanie za mało. Nie rozmawialiśmy tylko staliśmy i nawzajem patrzyliśmy na siebie. Zdaliśmy sobie sprawę, że na Dominikanie ostatni raz razem śpiewaliśmy i byliśmy wspólnie na scenie. To jest okropne uczucie no kurwa dlaczego trzeba się żegnać?! Jednak musieliśmy wracać do znajomych i do Jess. Kazałem chłopakom pożegnać ode mnie moją rodzinę i fanów nagraniem, które nagrałem kilka dni temu. Zostawiłem to w walizce i dla Jess też nagrałem coś za co będzie mogła mnie dobrze lub źle wspominać. Innym nic nie chciałem mówić, już i tak chwilowo 6 osób wie. Dlatego teraz zostało mi zrobienie jakiś badań na, które się udałem. Doktor Derec przyjął mnie od razu i zrobił to co musiał. Byłem gotowy na wszystkie zastrzyki i inne medyczne sprawy. W międzyczasie rozmawiałem z nim, że to on ma przeprowadzić ten przeszczep i na nikogo innego się nie zgadzam.
-Ona słabnie więc masz godzinę i musimy zacząć operację – powiedział kiedy ubierałem się i wyszedłem.
Pognałem do Jessici, która wreszcie musi się dowiedzieć. Dostaliśmy tylko jebaną godzinę. Ostatnią godzinę wspólnego życia, miłości, czułości i prawdy, która boli. Szedłem korytarzem nie patrząc na ludzi, których potrącałem. Musiałem tam jak najszybciej zdążyć by móc się...pożegnać. Dotarłem na korytarz gdzie już z daleka słyszałem płacz Ellie i dużo przekleństw lecących z ust chłopaków. Zatrzymałem się w miejscu by pomyśleć. Musiałem poukładać wszystkie emocje, które teraz wzięły nade mną gór. Miałem ochotę się wyżyć na czymś lub kimś. Oparłem się o ścianę i zamknąłem oczy. Nie mogłem uspokoić oddechu, który przyśpieszał z każdą myślą o tym co zaraz muszę zrobić. Ogarnęła mnie fala smutku, gniewu, nienawiści i szczęścia. Byłem cholernie szczęśliwy, bo oddam życie osobie, które jest dla mnie życiem. Ona jest tym co mnie pobudza do jakiegokolwiek działania, każda myśl związana z jej miłością, z jej uśmiechem z całą nią jest dla mnie jak zbawienie na dalsze dni. Nigdy wcześniej tak nie kochałem żadnej osoby. Szybko odetchnąłem i wyszedłem zza zakrętu. Oczy moich przyjaciół zaszklone wylądowały na mnie. Pokiwałem do nich głowami i wszedłem bez pukania do sali 303. Kobiety razem leżały na łóżku i rozmawiały.
-Czy może nas pani zostawić? - spytałem wchodząc w głąb pomieszczenia. Pani Veronica wstała i wychodząc złapała mnie ze łzami w oczach za ramię. To znak, że nie może już dać sobie rady z tym cierpieniem. Oczywiście ma we mnie wsparcie. Pewnie nie może doczekać się operacji dla swojej chrześnicy. Wyszła bez słowa i zostawiła nas samych. Jess poklepała łóżko bym podszedł i usiadł koło niej. Zaciągnąłem nosem i ruszyłem do niej. Usiadłem łapiąc ją za rękę.
-Więc mamy ostatnie chwile dla siebie, tak? - spytała patrząc na mnie ze łzami. Ludzie tyle łez wylewając z siebie całymi dniami w szpitalach, że to powinno zacząć być płatne.
-Musimy to znaczy ja muszę Ci coś wyznać – zacząłem niepewnie.
-A możesz najpierw mi coś zaśpiewać? Mam ochotę na coś wolnego i romantycznego w jednym – przerwała moje wyczekiwanie. Słyszałem ostatnio w radiu piękną piosenkę All Of me więc przypominając sobie jej słowa zacząłem śpiewać refren.

Cause all of me
Loves all of you
Love ypur curves and all ypur edges
Allyour perfect imperfections
Give ypur all to me
I'll give my all to ypu
You're my and and my beginning
Even when I lose I'm winning
Cause I give you all of me
And you give me all of you...

Skończyłem patrząc w jej oczy, które były mokre. Moje też więc się dopełnialiśmy w tej chwili.
-Będę za tym tęsknić – wyszeptała wtulając się we mnie.
-A ja będę tęsknić za tym – powiedziałem łapiąc ją za podbródek i całując z miłością jaka nas łączyła. Nie chciałem jej puszczać z objęć ani się odzywać. Ale niestety musiałem.
-Co chciałeś mi powiedzieć?
-Że muszę odejść – zacząłem myśląc nad dalszym ciągiem wypowiedzi.
-Jak to odejść? Chcesz mnie teraz zostawić? – przeraziła się, a to chyba nie tak miało wyglądać.
-Nie chcę, ale muszę. Kocham cię, ale będzie lepiej jak teraz się o tym dowiesz i..
-To jest zerwanie? - jej warga zaczęła lekko drgać. Opuściłem głowę nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Przecież to nie tak. Czemu wszystko musi być takie utrudnione? No kurwa. Uniosłem wzrok na Jess, a ta cała blada przyglądała się wyczekująco mojej twarzy.
-Kocham cię głupolu! Ja po prostu żegnam się... Będziesz żyła, a ja..
-Zayn? Co ty starasz się mi powiedzieć?! -krzyknęła, a raczej próbowała, ale przez brak sił nie wyszło to jak zawsze. Wstałem i odwróciłem się do niej plecami. Zacisnąłem powieki, aż poczułem ból.-Mów nie wytrzymam dłużej – usłyszałem jak te wszystkie maszyny do, których jest przypięta zaczynają głośno pikać. Spanikowany odwróciłem się do niej i przykucnąłem przy niej. 
-Będziesz żyła mając część mnie w sobie – powiedziałem, a ona nie zrozumiała. Dopiero po chwili przestała się ruszać i oddychać.
-Co? Nie, nie, nie, nie, nie – kręciła głową gwałtownie się szamocąc.
-Uspokój się, musisz żyć rozumiesz? - spytałem łapiąc jej głowę. Patrzyła w moje oczy i dalej nią kręciła nie chcąc przyjąć tej wiadomości do siebie.
-Bez ciebie to nie będzie miało sens, Zayn nie rób tego – histeryzowała i rzuciła się w moje ramiona. -Nie dam rady na tym świecie bez ciebie. Błagam nie rób mi tego, pro-sze-e-ee – łkała ściskając prześcieradło i uderzając drugą pięścią w łóżko.
-Ale musisz, rozumiesz? Teraz mnie posłuchaj – wytarłem kciukiem jej łzy, a ona skupiła na mnie całą uwagę.
-Proszee, nie ty – kręciła dalej głową, a maszyny robiły się coraz głośniejsze.
-To ja proszę – przerwałem jej.- Zrobisz to co Ci powiem dobrze? - pokiwała głową.- Masz się zakochać ponownie i mieć rodzinę tak jak chcieliśmy my mieć. Nie poddasz się i dasz sobie pomóc szczególnie Eathanowi i masz .
-Nie! Nie kończ. Nie mówisz tego poważnie, prawda? Zaraz się obudzę. Tak! To tylko sen, uszczypnij mnie – zaczęła sama się szczypać po rękach. Złapałem ją za nie i trzymałem patrząc jak macha głową szukając innego wyjaśnienia.-Czemu się nie budzę?! Przecież to mi się śni, albo może już umarłam? To prawda? Powiedz, że tak błagam – pierwszy raz widziałem w takim stanie jakąkolwiek osobę. Bolało mnie strasznie patrząc na jej bezradność i cierpienie w jednym. Jak mogę jej pomóc?
-Jessica uspokój się – powiedziałem na siłę przyciągając jej ciało do swojego. Czułem jak jej klatka piersiowa szaleje i maszyny w tym momencie wszystkie wszczęły alarm. Do pomieszczenie wpadła jej ciocia, przyjaciele i pielęgniarki.
-Proszę puścić pacjentkę – kazały mi się odsunąć nie wiedząc, że to nasze ostatnie spotkanie i nie chcę jej puszczać. Nie zrobiłem tego, ale one odciągały mnie na siłę od mojej ukochanej.
-Niee! Zayn, proszę! Nie! Zostawcie mnie! Zostawcie mnie wszyscy! Zayn! - krzyczał szarpiąc się w ramionach pielęgniarek, które kazały jej siedzieć i odciągały ją ode mnie, a same coś robiły przy maszynach.
-Proszę się uspokoić! Pogarsza pani swój stan. Zaraz przyjdzie doktor i zabierze panią na operację – właśnie ja też powinienem już opuścić pomieszczenie i pójść na operację. Wyszarpałem się i podbiegłem do dziewczyny, która rzuciła się w moje ramiona.
-Nie zostawiaj mnie – szlochała w moją szyję. A jednocześnie złapała się za klatkę.-Błagam nie odchodź, niech ten ból zniknie!- zajęczała, ale nie puszczała mnie. Nie chciałem jej zostawić, ale nie miałem innego wyjścia widząc jej cierpienie nie tylko przeze mnie, ale i przez ból, który dawało jej serce. Ostatni raz zaciągnąłem się zapachem kobiety, która jest dla mnie wszystkim. Złapałem za jej podbródek i patrząc w czerwone oczy złączyłem nasze usta w pocałunku. Nie zwykłym. Lecz pełnym pragnienia, miłości, pożądania, wieczności i obietnicy.
-Będziemy kiedyś razem, obiecuję – przyrzekłem ponownie ją całując i trzymając blisko siebie. Czułem jej słone łzy na swojej twarzy. Czułem jak kręci głową z niedowierzaniem co się właśnie dzieje.
-Proszę wyjść z sali! - krzyknął do mnie lekarz wchodzący na salę by sprawdzić stan zdrowia Jessici. Ostatni pocałunek złożyłem na jej czole i patrząc w oczy wstałem.
-Nie zostawiaj mnie – szeptała patrząc na mnie i nie puszczała mojej reki. Błagała mnie wzrokiem bym został. Nie mogłem, musiałem wyjść i jak najszybciej oddać jej to co się jej należy. A ja cóż idę do piachu, lecz idę dla kogoś kto jest dla mnie wszystkim.
-Bardzo panią proszę o uspokojenie się – lekarz kazał mojej dziewczynie usiąść i spokojnie dać się zbadać, lecz ona nie chciała się słuchać.-Tym tylko pogarszasz swój stan – zapewnił patrząc na mnie i kazał bym wyszedł. Musiałem, do chuja nie chciałem się ruszać, ale musiałem. Chciałem patrzeć na nią i być z nią do końca swoich dni. Do starości i jeszcze dłużej. Nie mogłem, bo los chciał ją w jakiś sposób ukarać by odeszła. Jednak nie tym razem! Ja jestem jej wybawicielem i niech los się jebie. Ona ma całe życie przed sobą i mnóstwo perspektyw na życie. O mnie zapomni i będzie żyła dalej jakby mnie nigdy nie spotkała.
-Zayn, kocham cię nie odchodź – puściłem jej rękę. - Nie! Błagam, niee – chciała wstać, ale jej zabroniono.
-Kocham cię Jessica Milton i nigdy nie przestanę. Bądź szczęśliwa, kocham cię – odwórciłem się by wyjść na zewnątrz. Ostatni raz spojrzałem w jej stronę. Próbowała wyrwać się i do mnie podbiec, ale nie danoi jej takiej możliwości.
-Zostawcie mnie! Zayn! Kocham cię! Nie proszę nie, nie – łkała patrząc jak odchodzę. Ostatni raz widziałem ją i wyszedłem zamykając drzwi. Oparłem się o nie płacząc. Chłopaki podbiegli do mnie też zalani łzami. Chyba każdy słyszał co się właśnie stało. Przytuliłem ich i udałem się jak najszybciej do sali 200 by oddać życie. W drodze tam całe moje życie przeleciało mi przed oczami.
Najpierw sprawy z rodziną. Poznanie chłopaków. One Direction. Fani. Koncerty. Imprezy. Perrie. Trasy. Płyty. Przyjaciele. Zabawa. Szczęście. Spotkanie Jessici. Przyjaźń. Miłość na wieczność, która została przerwana. Widziałem wszystkie nasze pocałunki, wzloty i upadki. Złapałem się za głowę i przystanąłem przed drzwiami do środka. Złapałem oddech.
-Kocham ją i nie przestanę – powiedziałem sam do siebie i wszedłem do środka gdzie już czekał gotowy lekarz.
-Musimy się śpieszyć 0 wezwał pomoc, a ja musiałem się udać do przebieralni. Ściągnąłem ciuchy i założyłem fartuch, który mi dali. Pomału wszystkiego się pozbyłem patrząc na siebie ostatni raz w lustro. Nie zobaczę już samego siebie. Nie spojrzę na nikogo z moich bliskich. Moje tatuaże już nie będą się dla mnie liczyć, bo ich nie ujrzę. Stojąc przed lustrem i przebierając się zdałem sobie sprawę, że za jakieś 30 minut Zayn Malik wokalista zespołu One Direction odda serce dziewczynie, którą kochał. A sam umrze. Fani będą zrozpaczeni, a mama? Nie myślałem o niej. Na szczęście wiem, że mnie kocha tak samo siostry więc zostawiając nagranie dla nich dobrze postąpiłem w taki sposób się żegnać. Założyłem fartuch i jeszcze napisałem na Twitterze „ Do zobaczenia w drugim życiu xx Zayn” Odłożyłem komórkę do spodni, które potem mają oddać chłopakom by zajęli się moim telefonem i rzeczami. Natomiast moja połowa zarobków została przepisana prawnie na Jess. To lekkomyślne, ale ona zasługuje na wszystko co najlepsze. Ruszyłem do sali operacyjnej. Położyłem się na łóżko. Derec powiedział mi co najpierw zrobią. Więc byłem gotowy na wieczny sen. Nim to jednak nastało miałem do niego prośbę.
-Przeprowadzisz przeszczep Jess, prawda? - pokiwał głową i szukał jakiś narzędzi.- A mógłbyś jej powiedzieć moje ostatnie słowa przed śmiercią?
-Jeśli taka jest twoja wola to muszę ją spełnić – spojrzał na mnie z szacunkiem.-Nie każdy jest w stanie oddać w tak młodym wieku serce dla dziewczyny. - dopowiedział.
-Jednak ja ją kocham. I chcę byś jej powiedział, że była moją ostatnią wspomnianą myślą przed śmiercią i by się nie poddała nigdy tak samo chłopaki muszą dalej razem grać. To tyle.- ułożyłem się wygodnie zamykając oczy. Przyłożono mi przyrząd do ust bym wdychał jakiś usypiający i znieczulający gaz.
-Podziwiam cię Zaynie Maliku – usłyszałem i ostatni raz spojrzałem na niego. Żegnaj świecie. Opiekuj się dobrze moją kruszyną i moimi przyjaciółmi. Zamknąłem oczy i zakończyło się moje życie....

...............................
Płaczę ;c 
Jest to ostatni rozdział, a za niedługo będzie też epilog ; < 
Przepraszam za nieobecność, ale liceum ... ;/ 
Mam dużo problemów teraz na głowie, a do tego ten rozdział. No kurna... Jeśli nie jest on dla was smutny to jestem do dupy.. ;c Bo ja czytając go i pisząc chyba co stronę się wzruszałam i jeszcze słuchałam smutnych piosenek, które dodawały mi "kopa".. 
Tak bardzo się związałam z tym opowiadaniem ;/ Porażka, ale jak te zakończę tak na dobre to zacznę dodawać na bieżąco rozdziały na tym nowym więc nie zniknę na pewno z internetu, bo to kocham robić ^^ 
Piszcie jak wrażenia. Zastanawiałam sie nad 2 częścią, ale jednak nie. Przepraszam, ale 60 rozdziałów, a dalej bym pewnie miała jakieś pomysły, ale to nie to samo ; / 
Data dodania rozdziału jest trochę związana z "pół roku bez Zayn'a w 1D."
Więc musiałam dziś napisać 6 kartek rozdziału w kilka godzin i to jeszcze według mnie okej wyszło ;< Dobra nie męczę ;/
Kocham was mocno! ; 3 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ! ; * 

sobota, 12 września 2015

Nominacja ! ^^

Hej kochani ; ) przepraszam, że to nie rozdział. Ale mam prośbę ^^ otóż mój blog
Został nominowany  do bloga miesiąca ! I potrzebuje teraz waszego wsparcia ; ** nie zmuszam,ale byłoby mi i Ani miło mieć trochę głosów ;D to duże wyróżnienie. Przynajmniej ja tak myślę i jest to dobry taki nowy start bez jednej z naszej załogi ^^
Wiec jeśli macie chwile to kliknijcie na
Klik
I tam na You are fire starting in my heart.
Z góry bardzooooo dziękuję ;***
A co do rozdziału to jutro go zacznę, ale nic nie obiecuje, bo jednak będę płakać :///
Jeszcze raz dziękuję i całuje mocno ! ; ****

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 58.

Rozdział 58!
-Dlaczego mnie nie obudziliście?! - zerwałam się z łóżka na równe nogi słysząc krzyki dobiegające z dołu. Przetarłam oczy oraz się wyciągnęłam. Poczułam się trochę lepiej, ale jednak boli. Dlaczego musi boleć jak mam jeszcze parę miesięcy? Wstałam z łóżka ubierając klapki i podeszłam do drzwi by lepiej słyszeć o co im chodzi.
-Mieliśmy cię obudzić kompletnie zalanego ?! I co byś zrobił? Wstał i nam pomógł? - odezwał się Liam z tego co słyszę to jest trochę zdenerwowany, a to u niego rzadkość.
-Nie wiem kurwa, a co jakby jej się coś stało, a ja bym to przespał?! Nie pomyśleliście o tym – odpowiedział, a ja poczułam jak coś mnie zakuło oraz moje poliki zaczęły być mokre od łez.- Nie mógłbym się nawet pożegnać – ledwo to dosłyszałam i zalałam się łzami. Usłyszałam czyjeś kroki więc pognałam do łóżka. Położyłam się na boku, tyłem do drzwi. Drzwi się otworzyły. Któryś z chłopaków wszedł i szedł w moją stronę. Jak zawiał wiatr poczułam dobrze mi znane perfumy. Kiedyś mu je kupiła i dalej ich używa? To był Harry. Zamknęłam oczy, żeby nie zobaczył moich łez. Usłyszałam jak stanął w miejscu i pewnie na mnie patrzył. Korciło mnie by się odwrócić i zobaczyć. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Miał zaczerwienione oczy, a gdy ujrzał moje tęczówki blado się uśmiechnął.
-Jak się czujesz? - spytałam podchodząc i siadając na krawędzi łóżka. Otarłam poliki unosząc ciało do pozycji siedzącej co jednak było dobrym pomysłem. Odetchnęłam świeżym powietrzem i dopiero teraz zobaczyłam, że na Dominikanie pierwszy raz odkąd tu jesteśmy pada i jest chłodniej niż zwykle.
-Wiesz bywało lepiej – odpowiedziałam po czym lekko zakaszlałam. No pięknie i jeszcze jakaś choroba mnie dopadła, nie no mam jakiś magnes na pecha ?
-Widzę właśnie, może podać Ci jakiś koc? - pokiwałam głową na co chłopak wstał rozglądając się za tą konkretną rzeczą. Dostrzegł ją po chwili pod moimi ciuchami na fotelu. Wygrzebał milutki kocyk, który mi podał. Przykryłam się nim i o wiele cieplej się zrobiło.
-Dzięki – mruknęłam patrząc jak cały czas mnie obserwuje. - Coś się stało? Jesteś jakiś taki hmm nie jesteś sobą?
-Tak się dzieje ze mną jak ktoś bliski cierpi. Ja też cierpię – odparł patrząc mi w oczy. Zrobiło mi się smutno, ale nie mogę tego naprawić w jakiś magiczny sposób by wszystko było pięknie, wspaniale i w ogóle. Nie ja chciałam mieć problem z sercem i jeszcze potrzebować nowego! To już jest kosmos. Niestety pogodziłam się jakoś z myślą opuszczenia tego świata pod jednym względem, bo zobaczę znów swoją mamę, która pewnie nie będzie zadowolona, że odeszłam tak szybko. Ale przynajmniej będę pochowana razem z nią.
-Nie chcę, żeby ktoś z moich bliskich cierpiał przeze mnie – powiedziałam przygryzając dolną wargę i patrząc za okno.
-A my nie chcemy cię tracić – szepnął wstając i wychodząc.
-Harry? - odwrócił się na chwilę do mnie. - Też nie chcę się żegnać – załkałam zamykając oczy, a raczej zaciskając je bardzo mocno. Westchnął głośno po czym wyszedł nic nie robiąc za co chyba mu dziękuje, bo nie chce płakać. Szczególnie w ostatnie dni wakacji na, których miałam odpoczywać. Siedziałam rozmyślając nad sensem tego życia. Bo i tak jest tak jak w jakiejś układance. Każdy element do czegoś pasuj. Takie samo jest życie. Każda osoba pasuje do kogoś. Albo jest początek, bo się rodzimy, a także koniec gdyż umieramy. Nie ważne kiedy odejdziemy, lecz w jaki sposób się to stanie. Niestety nie wszyscy zostawią po sobie nowe pokolenie, ale rodzina będzie o nich pamiętać. Może Zayn znajdzie sobie odpowiednią dziewczynę, z którą będzie miał dziecko. Kto wie może nawet opowie kiedyś swojemu synkowi lub córeczce jaką to miał wspaniałą ciocię, która była dla niego wszystkim. A może nie poruszy nigdy mojego tematu już z nikim tylko będzie przysyłał kwiaty na mój grób. Kto to wie? No właśnie.. Nikt nie wie co się stanie jak Cię nie będzie. Świat lubi nam płatać figle. Usłyszałam ciche pukanie więc się otrząsnęłam patrząc kto wchodzi. Uśmiechnęłam się szeroko na widok Niall'a, Lou i Liam'a. Byli lekko przerażeni patrząc na mnie, ale odwzajemnili uśmiech.
-Jak się... - zaczął Lou.
-Mam się dobrze – uprzedziłam pytanie na co się zaśmiał. - A wy?
-Oprócz nieprzespanej nocy to ujdzie – odezwał się Payno.
-Widać – zaśmiałam się by rozluźnić atmosferę, która jak dla mnie była zbyt dziwna jeśli chodzi o rozmowy na temat wczorajszego wydarzenia.- Zrobicie coś dla mnie? - pokiwali głowami.-Nie mówmy o mojej chorobie. Chcę przeżyć ostatnie chwile nie martwiąc się o koniec ..
-Jess, dla Ciebie co tylko chcesz, ale ehhh spróbujemy – blondyn miał podpuchnięte oczy co oznaczało płacz i zmęczenie. Biedny mój Horan. Chłopaki chwile stali nie wiedząc co powiedzieć, ale w końcu jakoś rozluźnili się i rozmawialiśmy o dzisiejszym dniu. Oczywiście mieliśmy w planach jakiś rejs statkiem, ale zmienili plany na pójście do lodziarni, a potem na na bieżąco się coś wymyśli. Jednak ja chciałam płynąc, ale jak nie to nie i tak dobrze, że nie wracamy chwilowo do domu. Chociaż jeszcze nie rozmawiałam z Zaynem, który pewnie jest innego zdania, znając życie będziemy się zaraz pakować. Poczułam się rozluźniona i szczęśliwa, dlatego chłopaki wyszli robić mi śniadanie, a ja ubrałam się oraz umyłam w tym czasie. Zajęło mi to dłuższą chwilę. Stałam pod prysznicem nago nie myśląc o niczym tylko i gorącej wodzie lejącej się ze słuchawki. Najlepszy sposób na pozbycie się stresu akurat w moim przypadku działa. Z uśmiechem na ustach opuściłam kabinę zawijając swoje ciało w gruby bawełniany ręcznik wiszący na wieszaku. Podeszła do lustra patrząc na swoje odbicie.
-Nie jest najgorzej jak na umierającą – powiedziałam śmiejąc się i wyciągając szczoteczkę by umyć swoje zęby. W międzyczasie wyszłam po ciuchy do sypialni. Wzięłam boyfriendy oraz sweter w kolorze granatowym. Do tego bielizna i skarpetki z misiami po bokach. Urocze były jak je dostałam od Ellie i teraz mam zamiar je nałożyć chociaż raz w życiu, bo jak znalazły się w moich rękach to niestety przechodziłam przez zły czas w moim życiu i nosiłam same ciemne, „smutne” i pozbawione szczęścia ciuchy. Niestety każdy chyba takie coś przeżywał chociaż przez chwilę w życiu. Ja tak miałam ostatnio, ale zmieniło się wszystko za co jestem wdzięczna każdemu kto był i jest przy mnie. Wypłukałam dokładnie buzię wypluwając resztę piany. Odłożyłam szczoteczkę i zaczęłam się ubierać. Szybko się uwinęłam więc mogłam ubrać trampki. Włosy rozczesałam zostawiając w nieładzie. Najlepiej się tak teraz czułam – tak na luzie. Opuściłam pokój idąc na dół. Czułam zapach naleśników co wywołało jeszcze większy uśmiech na moich ustach. Zeszłam od razu kierując się do kuchni. Stali tam moi przyjaciele rozmawiając i słuchając radia.
-Gdzie jest Zayn? - spytałam Liam'a, który nakładał na talerz kopkę naleśników.
-Na tarasie – odpowiedział dziko poruszając się z patelnią w rytm muzyki. Uwielbiam go jako tancerza zawsze mu to chyba najlepiej wychodziło. 

-A teraz dla was kochani mamy nowy kawałek Demi Lovato „ Cool for the summer” - powiedział koleś z radia na co się ucieszyłam. Miałam wychodzić, ale ta piosenka mnie zmusiła do zostanie. Od jakiegoś czasu słucham Demi, a ta piosenka bardzo mi się podoba. Dlatego ruszałam się w rytm razem z Payne, który starał się smażyć naleśniki. Na refren skakałam jak głupia razem z Lou, który się dołączył. Horan wziął banana do którego zaczął śpiewać i „seksownie” się ruszać. Wybuchłam śmiechem widząc ich wyczyny, ale dopasowałam się do ich podniecających ruchów. Cóż wyglądaliśmy okropnie, ale na tym polega zabawa. Niall wszedł na stołek i śpiewał tak jak Demi.
Got my mind on your body
And your body on my mind
Got a taste for the cherry
I just need to take a bite
Postanowiłam mu pomóc i przejęłam drugą część zwrotki.
Don't tell your mother
Kiss one another
Die for each other
We're cool for the summer

Podskoczyłam w górę, a biedny Horan zjebał się na tyłek. Nie mogłam ze śmiechu szczególnie jak widziałam ból na jego twarzy, a ten dalej próbował się wyginać w rytm. Pomogłam mu wstać, a ten pokazał, że nic mu nie jest i z ledwością wrócił do gibania się. Pokręciłam tylko głową i dalej się wygłupiałam. Dołączył do nas Liam niosąc talerz ze śniadaniem na stół. Zaczął się moment gdzie każdy przyłożył palec do ust i cóż nie da się opisać jak to się dalej potoczyło, że Louis leżał na stole machając jak pies nogami i rękoma, a Horan trzymając się za tyłem skacząc. Wzięłam sobie naleśnika i wyszłam z kuchni idąc na taras gdzie podobno znajduje się mój chłopak. Owszem napotkałam go tam stojącego tyłek i palącego papierosa. Podeszłam zakrywając mu oczy.
-Co ty robisz? - spytał obracając się do mnie przodem. Pocałowałam go na przywitanie w usta. 
-Witam się z chłopakiem – odpowiedziałam przytulając się do niego. Wyrzucił fajkę i mocno mnie przyciągnął do swojego ciała. Tak bardzo chciałam poczuć jego bliskość.
-Nie pytam o to, bo to jak najbardziej mi odpowiada – powiedział w moje włosy, które na wietrze jeszcze bardziej żyły swoim własnym życiem.
-To o co?
-Widziałem jak bawisz się w kuchni. Przecież mogłaś się przewrócić, albo przekręcić kolano – zaczął swoje zamartwienia na co westchnęłam głośno.
-Kochanie, ja staram się żyć chwilą. Proszę żyj razem ze mną – odpowiedziałam nie puszczając go ze swoich objęć.
-Kocham cię i martwię się. Bo wczoraj jakby Ci się coś stało to nie wiem co bym sobie zrobił – powiedział na jednym tchu.
-Też cie kocham więc nie mówmy o tym – uśmiechnęłam się do niego już stając przed nim. Zrobiło się chłodno więc pociągnęłam chłopaka do środka. Tam poszliśmy coś zjeść, bo w końcu Liam smażył naleśniki specjalnie dla mnie.
**
-To nie jest konieczne, żeby wracać do Londynu – wyszeptałam kurczowo kucając przy szafce w salonie. Po śniadaniu poszliśmy tak jak planowaliśmy na spacer i pozwiedzać. Jednak jak już mieliśmy wychodzić z baru coś mi się stało i tym sposobem teraz klęczę z bólu w swojej sypialni patrząc jak Malik pakuje nasze ciuchy do walizek, a Payne chodzi dzwoniąc o 6 biletów do Anglii na teraz.
-Nie wkurwiaj mnie Jessica – warknął Mulat wrzucając byle jak końcówkę z mojej garderoby. Nie byłam na ziemi sama, bo Niall siedział i trzymał mnie ostrożnie obserwując każdy mój ruch. No tak zapomniałam dziś rano połknąć tabletki. Brawo Jess chcesz chyba szybciej umrzeć. Jak mogłam być taka bezmyślna? Przecież o mały włos nie wkopałam się sama do grobu. A zapowiadał się piękny dzień. Postanowiłam się podnieść i przenieś na łóżko lub zejść na dół gdzie nie będzie wściekłego Zayn'a.
-Chcę wstać – powiedziałam do Niall'a, który podniósł się i złapał mnie za rękę pomagając wstać. Stałam w miejscu obserwując co się dzieje. Te tabletki chyba mi pomagały hmm na wszystko? Nie mogę się teraz uspokoić, boli mnie serce, mam jakiś skurcz żołądka, głowa mnie napierdala i jakaś masakra chyba się psuje do reszty.
-Chodź zejdziemy na dół – Horan podparł mnie ramieniem kierując do wyjścia. Ostatni raz spojrzałam na zdenerwowanego Zayn'a zapinającego walizki i wyszłam z pokoju. To było piękne miejsce gdzie chciałabym wrócić, ale ehh. Na korytarzu biegał Louis z torbami na dół, a Harry pakował wszystkich dając Tommo torby. Po schodach szłam na nogach z waty, ale na szczęście miałam po jednej stronie blondyna, a po drugiej poręcz. Doszłam do sofy gdzie usiadłam. Niall dostał najgorsze zadanie – pilnowanie mnie. Współczuje mu, że musi mnie mieć na oku przez ten cały czas.
-Mamy bilety na za 30 minut więc się szykujcie -zbiegł Liam wykręcając dalej do kogoś. - Tak już lecimy.. Do szpitala? Tak od razu? - spojrzał na mnie z współczuciem. - Będziemy – rozłączył się i już wiedziałam, ze rozmawiał albo z moją ciocią, albo z doktorem. Więc koniec życia czas na białe ściany jej! Jestem po prostu w siódmym niebie.
-Masz tabletki, Derec powiedział, ze mogą jeszcze pomóc i mam dobrą wiadomość– podał mi je Lou wraz ze szklanką wody. Od razu wszystkie popiłam i zamknęłam oczy.-Liam właśnie mi powiedział, że masz dawcę! - wykrzyczał na co podskoczyłam. Byłam zaskoczona chociaż to coś znaczy. Może będę mogła żyć?
-I tak nic nie jest pewnie, przeszczep może nie wypalić i..
-Nie bądź pesymistką tylko myśl, że będzie dobrze – powiedział, a mi zachciało się spać tak więc oparłam się na ramieniu przyjaciela i pomału zasypiałam..
**Oczami Zayn'a**
Jak mogliśmy zapomnieć o tabletkach?! Przecież to one jej pomagają przeżyć, a my tak po prostu poszliśmy sobie na miasto i zapomnieliśmy o najważniejszym. Jestem tak wkurwiony nie na dziewczynę, ale na samego siebie, bo rano martwiłem się, a potem zapomniałem jak wszystko dobrze szło. Mogłem sobie gdzieś zapisać, ale nie, bo po co? Kurwa mać! Nie dość, że Jess wygląda strasznie blado to jeszcze wszystko ją boli i nie może zostać sama. Dobrze, że Horan się nią zajmuje. Spakowałem już wszystko i wystawiłem na korytarz by Lou, który się zajmuje znoszeniem rzeczy wziął i to na dół do samochodu. Ostatni raz sprawdziłem pokój i jak okazało się, że nic nie ma oprócz bluzy dla dziewczyny oraz mojego telefonu to zgasiłem światło wychodząc. Wszyscy coś robili dlatego szybko się uwinęliśmy. Na dole zastałem śpiąca na Niall'u dziewczynę. Kiedy już wszystko zabraliśmy wziąłem ją na ręce i wyszedłem do samochodu, który na nas czekał. Nałożyłem jej bluzę by nie zmarzła, bo w końcu mamy już zimną noc. Chłopaki dołączyli do nas i ruszyliśmy na lotnisko. Dobrze, że Liam załatwił dla nas bilety na ostatnią chwilę, bo następny lot mielibyśmy jutro popołudniu, a kto wie co może się stać do jutra. Na miejscu ma czekać już jej ciocia, a także przyjaciele do których zadzwoniłem. Muszę z nimi pogadać a raczej z Eathanem, bo mam ważną sprawę do niego chociaż nie wierzę, że mu to powiem. Po 5 minutach już czekaliśmy w kolejce z innymi ludźmi. Cały czasem trzymałem moją kobietę w ramionach. Ludzie z obsługi pytali co się stało, ale Liam wszystko wyjaśniał, że dziewczyna jest chora i szybko musimy wracać na operację. No tak oni też nie wiedzą. Będę musiał im też powiedzieć, bo w końcu są moimi przyjaciółmi odkąd nas połączono w jeden wielki zespół.
**
-Gdzie ja jestem? - spytała budząc się na moich kolanach.
-Właśnie jedziemy do szpitala skarbie – odpowiedziałem całując ją w czoło.
-Tak szybko?
-Trwało to parę godzin, ale spałaś więc minęło Ci szybko – odezwał się śpiący Liam, który jednak przez cały lot tak samo jak ja czuwał kiedy chłopaki spali. Jednak się im nie dziwię, bo byli padnięci po całym dniu chodzenia i jeszcze na szybko wszystko robiliśmy, a do tego martwią się tak jak ja o Jess. Jej ciocia dzwoniła co chwilę jak lecieliśmy i pytała co z nią. Myślałem, ze prze teleportuje się do samolotu by zobaczyć swoją chrześnice śpiącą obok mnie na siedzeniu. Rozdzieliliśmy się teraz, bo Harry i Louis pojechali odwieźć nasze bagaże i zaraz do nas wrócą, Niall pojechał po Ellie i Rose, a Liam cały czas jest ze mną. Kierowca jechał bardzo szybko, bo co chwilę powtarzałem, ze musimy tam być za chwilę. W radiu leciały wolne piosenki, a godzina wybiła równo 5 nad ranem. Już się robiło szarawo, a ja chciałem spać. Ale nie mogłem wiedząc, że najważniejsza osoba dla mnie jest tutaj przy mnie. W końcu samochód się zatrzymał a ja pomogłem dziewczynie wysiąść. Zaatakowała nas jej ciocia z lekarzami. Liam zapłacił za podwózkę i dołączył do nas.
-Boże dziewczyno jak ja się bałam – mówiła płacząc pani Veronica.
-Jeszcze żyje – odezwała się cicho brunetka.
-Sala już na ciebie czeka, tam odpoczniesz, a w południe czeka cię operacja – spojrzał wymownie w moją stronę. Wziąłem ją na ręce i niosłem do środka. Wtulała się mocno we mnie tak jakby nie chciała mnie już nigdy puszczać. Czułem dokładnie to damo mając ją przy mnie. Dotarliśmy szybko na odpowiednie piętro i do odpowiedniej sali. Położyłem ją na łóżku i przykryłem kołdrą. Była padnięta mimo że spała tyle godzin. Na stole czekało na nią 10 tabletek i szklanka wody.
-Musisz wszystko połknąć, a wy idźcie spać. Natomiast Zayn chodź ze mną – powiedział lekarz i wyszedł.
-Czemu musisz iść? - spytała z zamkniętymi oczami.
-Posiedź z ciocią ja zaraz wrócę, kocham cię.
-Ja ciebie też – ziewnęłam biorąc tabletki do ręki. Payne wyszedł za mną i postanowił pójść po kawy. Na korytarzu stał Derec patrząc na swoje papiery.
-Powiedziałeś już wszystkim?
-Nie, ale zaraz im powiem. To znaczy najpierw im, a na końcu jej.
-Zadzwoń też do szefa, niech wie. To co zrobisz jest nagradzane – poklepał mnie po ramieniu odchodząc w głąb korytarza. Zostałem sam opierając się o ścianę. Zjechałem po niej zakrywając oczy. Zacząłem płakać z tej bezsilności.
-Przepraszam, czy mogę prosić o autograf? - usłyszałem koło siebie cichutki głosik dziecka. Otarłem szybko łzy i spojrzałem na nią. To była malutka brunetka z chustą na głowie.
-Jasne, jak się nazywasz? - spytałem wstając i podchodząc do niej.
-Jessica – odpowiedziałam, a ja stanąłem w bezruchu.
-Jak moja dziewczyna – wziąłem kartkę i zacząłem pisać dla niej dedykację.
-Wiem, bardzo ją lubię. Sama jestem chora i wiem jak to jest. Ale najważniejsze to mieć bliskie osoby obok siebie – dopowiedziała, a ja się uśmiechnąłem do niej.
-Jesteś bardzo mądra – przytuliła mnie bez słowa, a ja odwzajemniłem. Była taka urocza i malutka jak na dziecko.
-Dlaczego płakałeś? To przez chorobę Jess? -Pokiwałem głową.- Masz moje wsparcie.
-Kochana jesteś.
-I szczęśliwa, bo spotkałam jednego z idoli przed zobaczeniem was na koncercie – patrzyła na kartkę papieru, którą dostała ode mnie.
-Nie wiem czy będę na koncercie, wiesz tu chodzi o Jessice – odpowiedziałem nie mówiąc całkowitej prawdy. Zasmuciła się, ale przyszedł w porę Liam i dał jej swój autograf, a następnie dziewczynka zawołana przez swoją mamę pomachała nam i odeszła. Upiłem kilka gorących łyków ciemnej cieczy i można powiedzieć, że poczułem się lepiej. Muszę mu powiedzieć, ale lepiej będzie jak wszyscy się zjawią. Nie mogę tyle czekać.
-Muszę Ci coś powiedzieć – zacząłem nie pewnie.
-Mów – spojrzał na mnie wyczekująco. Miałem już powiedzieć, ale na korytarz wpadła zapłakana Ellie i wraz z nią reszta naszych bliskich.
-Dokończę potem – wstałem kierując się w stronę Eathan'a.-Musimy pogadać.- wskazałem na niego i ruszyłem do windy. Szedł za mną zdziwiony moim zachowaniem. Tą przemowę układałem sobie kilka razy w głowie, ale nie wiem czy cokolwiek uda mi się wypowiedzieć na głos. Przecież to horror mówić takie słowa.
-O czym chcesz pogadać, aż tutaj? - wskazał na pusty korytarz prowadzący na dach.

-Chodzi o Jess - ciężko zacząłem opowiadać.. 
............
Hej! ; ** 
Tak znowu spóźniona itd xdd Ale no co mam na swoja obronę? No tak nowa szkoła i brak czasu ; / Tak teraz niestety będzie, bo liceum to chwilowo nowość dla mnie, ale jebać szkołę i tak będę robić to co kocham ^^ 
A jak u was? Bo mi już zadanie domowe dają :/ 
A tak serio to rozdział mi ciężko pisać i myśleć, że zaraz epilog i koniec.. ;c To jest najcięższa część pisania opowiadań ; <  
Co do piosenki, która tutaj "występuje" to polecam! ; > Uwielbiam Demi, a sama jestem Lovatic xoxo 
Teraz coś miłego ^^ Tutaj klik mamy już 1 rozdział! ; > Będzie epicko jak zajrzycie i powiecie co sądzicie ; * Jak to skończę to tam będę na bieżąco więc luzik hahah 
Dobra to tyle kocham was bardzo! ; 3 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ! ; * 
Do następnego ; 3 

Obserwatorzy