piątek, 20 października 2017

Rozdział 3 część 2.



Myślałam, że sen łatwo przyjdzie. Oczywiście się myliłam. Eathan spał już dobre trzy godzinki, a ja zerwałam się po chwili drzemania. Na prawdę sądziłaś, że po takiej informacji, dasz radę spokojnie śnić? Chyba dalej jesteś taka głupia..

Usiadłam na łóżku i podkuliłam nogi. Obserwowałam okno, gdzie świecił prawie pełny księżyc. Od razu do mojej głowy wleciało wspomnienie z tego felernego wieczoru, kiedy byliśmy po raz ostatni razem na wakacjach. Niesamowity okres w moim życiu, a zakończył się tak okropnie. Wtedy mieliśmy wspólnie obserwować pełnie, a potem rozkoszować się wspólną miłością. Każdy pewnie zna koniec tego marzenia – musieliśmy wracać do domu. Dzięki Ci, serduszko..
Otarłam kilka łez, które spływały mi po policzkach.
Wzięłam głęboki wdech i wstałam cichutko, żeby nie obudzić męża. W sumie, po takim dniu, nie da się go obudzić. Jeszcze chwilka i zacznie chrapać, a wtedy już do rana nie ma z nim kontaktu.
Nie szukałam kapci, tylko boso wyszłam z sypialni, zostawiając uchylone drzwi. Jak to zawsze mam w zwyczaju, zajrzałam do dzieciaków. Jedna mała lampeczka była zapalona. Molly strasznie się boi ciemności, więc zapalamy jej to na całą noc. Max oczywiście udaje twardego, ale jak nie ma światła, to zapala swoją lampkę przy łóżku. Tłumaczy to strachem swojej siostry, chcąc być niby kochanym braciszkiem.
Oboje spali jak aniołki. Moll grzecznie przykryta, natomiast mój syn to na prawdę kropka w kropkę jego tatuś. Rozkopany jak Za... Przełknęłam ciężko ślinę i wyszłam z ich sypialni. Na każdym kroku mam z nim styczność. Nieważne gdzie się znajdę, to jego cząstka tam będzie przede mną...
Doskonale o tym wiedziałeś dupku. Niby odszedłeś, ale dalej jesteś.. 
Trzymając się poręczy zeszłam na dół. Nie zapalałam nigdzie światła, tylko kierowałam się do kuchni. Mieszkamy już tu kilka lat, więc bez problemu wszędzie trafie.
Wstawiłam czajnik na herbatę i usiadłam na blacie. Patrzyłam jak za oknem już robi się jasno. Powinnam zasnąć, bo w pracy będę nieprzytomna, albo nie zrobię wszystkiego na czas. A wtedy nie zdążę na koncert...

Nawet tak nie mów! Obiecałaś, że będziesz, to pójdziesz...
W sumie już bardzo dawno nie słuchałam ich muzyki, szczególnie na żywo. Zawsze coś było na rzeczy, że musiałam zostać w domu, albo po prostu miałam szkołę.
Wyjęłam z szafki swój ulubiony kubek, do którego wrzuciłam zieloną herbatkę. Ona poprawia mi zawsze humor. Może w tej sytuacji pomoże zasnąć.
Dobrze, że mam ze sobą telefon. Przynajmniej nie muszę siedzieć w ciszy. Zaczęłam przeglądać projekty do pracy. Jest już prawie 4 rano, a ja na 7 mam budzik. Pozdrawiam ludzi, którzy cierpią na bezsenność. Może powinnam wrócić do lekarza i poprosić o tabletki? Po Jego odejściu, tylko to trzymało mnie przed wycieńczeniem, związanym z brakiem spania.

Zapisałam sobie w kalendarzu, żeby wybrać się do przychodni.
Kiedy moja herbata była już gotowa, postanowiłam przenieść się do salonu. Zajęłam miejsce na dywanie przed telewizorem. Chciałam po prostu posiedzieć i popatrzyć się w czarny ekran.
Jednak po chwili coś przyciągnęło moją uwagę. Albumy ze zdjęciami... nie chciałam ich ruszać.. Szczególnie tego jednego. Za dużo wspomnień jak na 24 godziny...
Oczywiście co zrobiłam? Wzięłam najbardziej bolącą mnie książkę. Po prostu ją do siebie przytuliłam i upiłam kilka łyków napoju. Poczułam jak łzy zbierają mi się w oczach. To robi się znowu tak samo chore, jak wtedy. Próbuje i pragnę przestać o nim myśleć, ale wystarczy chwila nieuwagi i on jest w mojej głowie.
Coś mówi, żebym to odłożyła i poszła spać. Jednak ta głupsza część mnie, namawia by otworzyć na pierwszej stronie. Kogo posłucha Jess? Przecież to było do przewidzenia, że wieczór z taką informacja nie skończy się idealnie. Odłożyłam kubek z wrzątkiem. Ręce zaczęły mi się trząść, jakbym miała delirkę. Kiedyś to byłoby prawdopodobne, ale nie teraz. Moje serce.. a raczej Jego serce, tylko czeka, żeby ponownie się rozkruszyć.

Pomału otworzyłam album..
I się zaczęło.. Łzy płynęły strumieniami nie do zatamowania. Przygryzałam nerwowo wargę, ale to nie pomagało. Po prostu widok tego uśmiechu mnie zabił.
Kolejne kartki będą coraz gorsze. Nie rób sobie tego.. po prostu daj spokój..
Przesunęłam dalej i położyłam się na dywanie. Trzymałam jedną z najważniejszych fotografii i zamknęłam oczy. To ma pomóc się opanować? Raczej to tak nie zadziała.
Moje ciało drży trzymając go przy sobie. Właśnie tu teraz powinien być. Blisko mnie, tuląc się i mówiąc jak bardzo mnie kocha.
Pragnę go. Codziennie marzę, że się obudzę w Londynie. On będzie leżał obok, cały spocony i pachnący sobą. Najpiękniejszy zapach, którego mi brakuje. Nic tak samo nie pachnie.
Albo chociaż czekam na telefon, że to tylko głupi żart, który chciał sprawdzić jak sobie poradzę. Zabiłabym każdego, ale wiem, że wtedy mogłabym rzucić wszystko. To co mam – pracę, dom, męża, przyjaciół.. Tylko dla tej jednej osoby, która była moim światem. Bo miłość do Eathana, nie jest taka sama jak do Niego. Po prostu nie ma dwóch jednakich spojrzeń w oczy.. To co mam teraz, jest czymś słabszym. Staram się jak tylko mogę, żeby okazywać mu tyle miłości ile jeszcze w sobie mam. Ale nie wiem czy dam radę coś jeszcze z siebie wyciągnąć. Z dnia na dzień jest tego coraz mniej. Szczególnie po TAKIM dniu. Dla dzieci jestem w stanie poświęcić całą siebie.
Przeczesałam dłonią mokre włosy, które przykleiły się do mojego spoconego czoła.
Dalej trzymałam przy sobie zdjęcie i ponownie zamknęłam oczy. Zobaczyłam jego posturę, więc się uśmiechnęłam blado.
-Gdzie jesteś – wyszeptałam tuląc się do zdjęcia..
**
-Kochanie – usłyszałam nad swoim uchem, więc leniwie otworzyłam oczy – co się stało?
Rozejrzałam się po pokoju. Przypomniałam sobie wszystko od razu, ale co mam mu powiedzieć? Przecież uzna mnie za idiotkę i wyśle na terapię. W sumie by mi się przydała, ale po co komplikować sobie znowu życie?
-Nie mam pojęcia co tutaj robię – wyszeptałam odkładając album – chyba wizyta chłopaków tak na mnie zadziałała.- Skłamałam odkładając fotografię tak, żeby nie musieć na nią spoglądać.
-Martwiłem się – przykucnął i mocno mnie przytulił. Wtuliłam się w niego i zaciągnęłam jego zapachem. Nie to czego oczekiwałam, ale wystarczy. Poczułam się bezpieczniej i trochę lepiej.
-Przepraszam – powiedziałam wskazując na album i rozsypane zdjęcia – nie dam rady tego schować.

Wstałam i wyszłam z salonu do kuchni. Nastawiłam czajnik na kawę i zaczęłam przygotowywać dzieciom śniadanie. Najpierw poustawiałam naczynia, a potem czas na trudniejsze rzeczy. Wyjęłam z lodówki warzywa, wędliny i mleko. Dzieciaki pewnie zjedzą po toście i misce płatków z mlekiem. Przestawiałam rzeczy szybko i zwinnie. Pracując jak mały robocik zajęłam się krojeniem pomidorów. Co mogło pójść nie tak? Właściwie to wszystko, kiedy jesteś w takim emocjonalnym transie, i nie wiesz co tak na prawdę ze sobą począć..
-Kurwa! - Zapiszczałam rzucając nóż na podłogę. Pełno krwi przez jednego palca. Świetny początek dnia. Przymknęłam oczy i starałam się unormować oddech. Czekam na więcej niespodzianek w takim razie..
-Jess? - Szybko przybiegł i zaczął mi bandażować rękę. Czułam tylko jak ból psychiczny odpływa, a zamienia się w fizyczny. Może tego mi brakuje? Powinnam się na czymś wyżywać, żeby normalnie funkcjonować. Boks nie brzmi najgorzej..
-Nie dam rady iść do pracy – pokręciłam głową biorąc duży wdech – proszę podaj mi telefon.
-A powiesz mi co się stało? Tak naprawdę?

Nie odpowiedziałam, bo nie chcę mu psuć wszystkiego. Napisałam szybko do mojej klientki, że dziś nie będę w biurze, ale jej projekt skończę w domu. Odpisała, że w takim razie wpadnie do mnie jutro i wszystko razem obgadamy.
-Obudź już dzieci – wstałam wracając do robienia jedzenia. Eathan chwilę postał w miejscu, ale w końcu wyszedł. Poukładałam na stół wszystko co było konieczne. Zrobiłam dla urwisów kakao, a dla nas mocną czarną kawę.

Usiadłam i schowałam rękę pod stołem, żeby maluchy tego nie oglądały. Po prostu lepiej jak nie będą od rana się mną martwić.
-Mamo mamo! - Pierwsza przybiegła Molly, ubrana w różową sukienkę. Dla upewnienia spojrzałam jak jest na dworze. Słońce pięknie świeci, więc niech tak idzie.
-Co co co? - Odparłam smarując bułkę dla niej, bo ja chyba odpuszczę sobie jedzenie...
**
-Nie musisz do mnie dzwonić co godzinę – tupnęłam lekko nogą wracając do salonu, gdzie aktualnie pracowałam – jestem dużą dziewczynką i potrafię sama przeżyć cały dzień w domu.
-Po dzisiejszym poranku nie jestem tego pewny – zawarczał, na co mi się popsuł humor – może powinnaś iść do lekarza? Wtedy ci pomógł, więc tym razem też coś zaradzi.
To przecież było do przewidzenia. Jak nie wiemy co robić, to trzeba wysłać drugą połówkę na leczenie. Co może być lepsze? Rozmowa? Picie? Tak naprawdę drugi punkt jest tak bardzo piękny. Chyba powinnam się upić i zapomnieć o wszystkim. Niby nie mogę przesadzać z alkoholem, ale tak było na początku. Już minęło kilka ładnych lat po operacji, więc jedno spotkanie z przyjaciółmi to nie od razu mój koniec.
-Już tam dzwoniłam – spojrzałam na kalendarz – wysyłają mnie do wariatkowa. To już postanowione. Będziesz mógł nareszcie sobie poszaleć.
-Heh bardzo śmieszne – wypuścił gwałtownie powietrze i chyba ktoś wszedł do jego biura – zadzwonię potem, koch..
-Pa – rozłączyłam się i wróciłam do słuchania muzyki i picia trzeciego kubka kawy. Napój chwilowo zastępuje mi jedzenie.. Chyba skończy się to nie najelepiej..

Powinnam napisać do przyjaciółki, żeby do mnie przyjechała. A jak nie, to ja chętnie się wyrwę. Nawet z dziećmi. Niech Eathan zostanie i pilnuje naszego domu. Tylko ta ich szkoła... Najbliższe wolne to chyba wakacje, za jakieś dwa miesiące. Nie wytrzymam tutaj tyle. Musze uciec, chociaż na chwilę.
Dlaczego nie jestem córką prezydenta? Może wtedy by mnie ktoś porwał. Przynajmniej na parę tygodni. O nic więcej teraz nie proszę...

-Tak ciociu, strasznie tęsknie za wami – wstałam kończąc pracę – może przyjadę do was na trochę? Chyba tego potrzebuje..
-Wiesz, że dom dla ciebie jest cały czas otwarty. Masz swoje klucze, więc zapraszam, nawet jak nas nie ma w mieście – odpowiedziała, a ja zajrzałam do lodówki.
-Mam znowu mały problem – zaczęłam, a ona już wiedziała o co chodzi – dziś w nocy nie mogłam spać i przestać o nim myśleć. Czuję, że ta część mnie już nie wróci bez niego. Nie mogę spokojnie patrzeć na sen Maxa, a co dopiero jak mam styczność z naszymi wspólnymi zdjęciami. To jest koszmar..
Zastała mnie cisza.. Taka sama jak zawsze kiedy o tym wspominam.
-Chciałabym ci pomóc, ale nie umiem. Czułam to samo po stracie męża, ale znalazłam coś, co trzymało mnie przy życiu. Po śmierci twojej matki, to ty byłaś nadzieją dla mnie.

Przymknęłam oczy słuchając jej pięknych słów. Zablokowałam płacz, ale już dłużej go nie zatrzymam. Szczególnie, że mój rozmówca też zaczął płakać. Wytarłam mokre poliki i wróciłam do rozmowy, która po chwili musiała się zakończyć. Ciocia była zmuszona wracać do pracy, a ja do pustego domu. Tak bardzo nie czuje, że to jest moje miejsce. Gdyby nie ta wczorajsza wizyta chłopaków, to wszystko jakoś by się układało. Jak zawsze muszą wszystko zjebać. To im najlepiej wychodziło i dalej wychodzi.
Kiedy zegar zaczął wskazywać godzinę 3, postanowiłam się pójść w coś ubrać. Skoro mam iść na ich koncert to powinnam wyglądać jak człowiek, chociaż w połowie.
Mozolnie weszłam na górę i stanęłam przed garderobą. Pogoda dziś dopisuje, więc sukienka to dobry pomysł. Wybrałam jedną z kolorowych i weszłam do łazienki, żeby się pomalować. Przynajmniej oczy i usta. Brązowa pomadka i pudrowe cienie. Wyglądając w miarę wyszłam. Torebkę już miałam gotową, więc tylko dopakowałam telefon i wyszłam zamykając na klucz drzwi.
Włączyłam się do ruchu i szłam spokojnie obserwując drogę przede mną. Ich hotel jest jakieś 20 minut stąd, więc miejsce koncertu nie może być dalej. Doszłam do garażu, gdzie stoi moja piękna Navara. Siedząc już w środku włączyłam głośno radio i wyjechałam. Powinnam zdążyć na końcówkę próby, albo początek supportu. Mam nadzieję, że dzieci świetnie się bawią i padną dziś do łóżek, jak małe mrówki po pracy.

-Love me like you do – nuciłam sobie pod nosem i przełączyłam na inna stację. Czego innego mogłam się spodziewać? Przełknęłam ciężko ślinę i słuchałam jego głosu. Ze względu na ich koncert, wszędzie są puszczane ich piosenki. Żeby było dla mnie lepiej, to stare piosenki też są puszczane. Sama bym sobie tego nie zrobiła. Chyba zdjęcia mogłam przeboleć, ale słuchanie jego pięknego głosu... Nie byłam an to gotowa, aż do teraz. Skoro zaczyna znowu się walić, to wszystko naraz. Przełączyłam na inną stację, potem na kolejną i wszędzie zastałam to samo...
Całą drogę słuchałam tego co leciało tylko fizycznie. Duchem mnie tam nie było. Wyparowałam z tego auta i pofrunęłam jak najdalej. Żyłam przez te 20 minut przeszłością. W końcu dotarłam do wyznaczonego miejsca. Musiałam podać ochronie swoje dane, żeby zadzwonili i spytali, czy mogą mnie wpuścić. Kiedy znalazłam miejsce na parkingu, zgasiłam silnik. Zamknęłam samochód i ruszyłam na nogach z waty w stronę tylnego wyjścia z parkingu. Dobrze, że tutaj nie ma jeszcze tych tysięcy dziewczyn, które piszczą i płaczą.
Wyjęłam telefon i wykręciłam numer do Lou.
-Jestem przed wejściem, możesz po mnie wyjść?
-Jasne, już lecę – odparł i się rozłączył.
Usiadłam na pobliskiej ławeczce i zaczęłam szukać papierosów w torbie. Jezuuu.. jak są potrzebne to ich nie ma. Niech Tommo ma swoje, bo nie dam rady.

Podniosłam głowę i zauważyłam jedną osobę, która stoi jakieś 15 metrów przede mną. Kaptur na głowie, czarne ciuchy. Trochę to podejrzane, ale może tak się ubierają ludzie na koncerty.
Przyglądałam się temu chłopakowi, a on mi. Trochę się wystraszyłam...
-Bu! - podskoczyłam do góry. Położyłam rękę na sercu i patrzyłam na kretyna, który jest
moim przyjacielem.
-Trzeciego serca mi nikt nie da! - Krzyknęłam uderzając go w ramię.
-Możemy spróbować – odparł wskazując na budynek – idziemy?
-Masz fajki?
-Aj Jessi, co ty zrobisz beze mnie.- Wyciągnął z tylnej kieszeni paczkę i mnie poczęstował. Coś z nim jest nie tak.. W sensie Louis to Louis, z nim zawsze coś było niedobrze. Ale teraz niby stara się być sobą, a jego wzrok ucieka od mojego. Coś wie, lecz mi nie chce powiedzieć. Jeśli to znowu temat ten co wczoraj, to proszę niech sobie daruje. Niby błahostka, ale mój świat wtedy się niszczy.

Czując dym w ustach, poczułam równowagę. Podziękowałam mu wielkim uśmiechem. Mój wzrok powędrował do tajemniczej postaci, która stała w tym samym miejscu co wcześniej. Nawet się nie ruszył na krok.
-Czy to nie jest podejrzane? -Wskazałam głową na typka w kapturze – stoi tak odkąd przyjechałam i się nie rusza.
Jego oczy się mocno rozszerzyły i wróciły do mnie. Tak jakby się czegoś wystraszył i gwałtownie wstał.
-To pewnie ktoś czekający na koncert – kiwał głową i ruszył do wejścia.
-Już? - Spytałam podążając za nim.
-Zaraz pewnie zaczynamy – odpowiedział i otworzył mi drzwi. Ostatni raz spojrzałam na postać, która przybrała jakiś znajomy kształt. Mimo odległości, która nas dzieli, poczułam dziwne ukłucie.
Zignorowałam to bardzo szybko, bo Lou zaczął mnie ciągnąc za rękę do środka. Chyba oszalał, albo naprawdę się boi o spóźnienie.

Stadion już wypełniał się tłumami nastolatków. Jakoś bokiem przemknęliśmy i znalazłam się za sceną, gdzie była moja cała rodzina. Molly przybiegła do mnie jako pierwsza, a za nią Horan. Przytuliłam ich mocno i pobiegli dalej się bawić.
-Niall wreszcie znalazł kogoś, kto go rozumie – pojawił się Liam i ucałował mnie w policzek – dobrze, że jesteś.
-Też za tym wszystkim tęskniłam – odpowiedziałam witając się z Harrym – szykujecie coś specjalnego? Dawno nie słyszałam waszych kawałków..

Spojrzeli na siebie, a potem na mnie. Zrobiłam coś nie tak? Może powinnam znać ich piosenki, w końcu to nie byle jaki zespół.
-Stare hity, może jakieś 4 będą nowe – odpowiedział Payne – co się stało z ręką?
-To dobrze – odparłam unosząc w górę brew i patrząc na swojego przeciętego palca – tak się kończy gotowanie.
-Zapamiętam! - Krzyknął Niall goniąc Molly.
-Gdzie jest Max? - Rozejrzałam się dookoła, ale jego tutaj nie było i Eathana.
-Młody dorwał się do naszego sprzętu i gra na gitarze podśpiewując nasze piosenki.

-Wasze piosenki? - wyszeptałam – stare piosenki też?

Pokiwali niepewnie głowami, bo wiedzieli już o co chodzi. Pewnie po chwili jego śpiewu, zrozumieli do kogo ma podobny głos. To dlatego się tak wszyscy zaczęli dziwnie zachowywać. Myślą, że to mnie zaboli. Cóż.. wczorajsza pogawędka mnie zabolała, a to będzie tylko gwóźdź do trumny..
-Jeśli nie chcesz, to nie musisz tego słuchać. Mały siedzi zamknięty, więc jak skończy to przyjdzie – wyjaśnił Styles obejmując mnie ramieniem – jak się czujesz po wczoraj?
-Super – wycedziłam – zrujnowaliście mi kilka lat leczenie. Eathan nic nie wie, ale nie mogłam spać w nocy, więc zeszłam na dół, gdzie dopadłam się do naszego albumu. Dalej możecie sobie dopowiedzieć. Jeszcze dziś w radiu jego głos, teraz mój syn śpiewa. Genialnie się wszystko sypie.
Kucnęłam zdenerwowana i schowałam w dłoniach twarz. Musiałam komuś się wyżalić. Czułam, że moja ciocia nie zniesie mojego cierpienia, więc przeniosłam to na nich. Traktuje ich jak swoją najbliższą rodzinę, więc niech wiedzą wszystko.
-Trzymaj – spojrzałam w górę jak Louis podaje mi butelkę z piwem – to mi pomaga.
-Dzięki – od razu upiłam kilka porządnych łyków i poczułam się lepiej. Jakby mi brakowało właśnie alkoholu w życiu.
-Przepraszam za to – zaczął Tommo – chciałem, żebyś tylko wiedziała, a nie cierpiała przez naszą głupotę..
-Nie mówcie Eathanowi, niech się nie martwi. Już i tak coś podejrzewa, ale nie powrót do starych problemów. Na prawdę myślę nad wizytą u lekarza...



poniedziałek, 8 maja 2017

Rozdział 2 część 2.


-Mamo! Myślisz, że wujkowi Harremu spodobają się moje rysunki? - Przybiegła do mnie Molly wpadając w panikę. Harry jest jej chrzestnym, więc raczej wszystko co ona robi, mu się podoba i zawsze będzie.
-Pokocha wszystkie twoje prace, a teraz proszę przebierz się w tą różową sukienkę – ucałowałam ją w czubek głowy i wróciłam do krojenia warzyw na sałatkę. Kurczak już się piecze, ziemniaki już wcześniej przyszykowałam na frytki, które też zaraz muszę wstawić.

Lubię, a jednocześnie nienawidzę gotować. Szczególnie, że nie gotuje dla męża i dzieci tylko dla... w sumie też dla rodziny. Więc nie wiem czym się tak stresuje, może tym, że rzadko bywają u nas na kolacji? Mam nadzieję, że Eathan kupi dobre wina, bo tylko tego nam brakuje w domu. Ostatnią butelkę wypiliśmy jakieś dwa dni temu, kiedy mieliśmy noc filmową.
-Pomóc Ci w czymś, mamo? - przyszedł do mnie Max, który najwidoczniej skończył odrabiać lekcje.
-Możesz nakryć do stołu? - Pokiwał głową i zajął się przenoszeniem naczyń z kuchni do jadalni. Jak to jest, że dzieci są tak bardzo podobne do swoich rodziców.. Widząc codziennie swojego syna, widzę też Zayna. Dlatego właśnie nie mogę się wyleczyć do końca ze wszystkiego co mam w sercu.
-Kochanie jestem!
-Boże, jak dobrze, zaraz zwariuje tutaj sama – przerwałam pracę i w pośpiechu pognałam przytulić męża – tego mi potrzeba – zaciągnęłam się jego pięknymi perfumami, które oczywiście sama wybierałam.
-Już ci idę pomóc – dołączył do mnie i zabrał się za sos. Ja doprawiłam sałatkę i poprosiłam Maxa, aby ją zaniósł na stół. Nasza mała księżniczka zniknęła na górze i coś długo nie wraca, To zbyt podejrzane, więc powinnam iść zobaczyć co nabroiła.
-Wstaw frytki, a ja idę do Molly. - Nic nie dopowiedział, więc ruszyłam na górę. Miała tylko zmienić sukienkę i wracać do mnie na dół. A ona tymczasem zajęła się rysowaniem. Stanęłam za nią, żeby zobaczyć co takiego jej wpadło do głowy. Zobaczyłam jakąś postać i po lokach można stwierdzić, że to po prostu jest Harry. Na pewno mu się spodoba, że jego chrześnica myśli o nim i go tak lubi. Nie widzą się na co dzień, bo w końcu my jesteśmy tu, a oni są wszędzie. Ale staram się, żeby przynajmniej raz na tydzień rozmawiali przez Skype.
-Słońce, pięknie, ale miałaś się przebrać – zauważyłam, ze dalej siedzi w tych dresach zamiast być w sukience.
-Mamo jeszcze chwila, skończę i się przebiorę – zajęczała nie przerywając swojego zadania.

Kręcąc głową oddalałam się, żeby zostawić ją w spokoju. Jak usłyszy dzwonek do drzwi to będzie biegać, żeby wyglądać jak księżniczka.
Chyba ja też mogłabym się przebrać w jakieś jeansy, a nie w leginsach sobie latam.
Zamiast zejść na dół, postanowiłam wejść do garderoby, żeby znaleźć coś dla siebie. Wzięłam pierwsze lepsze czarne rurki, oraz fioletową koszulę. Przebrana zbiegłam do krzyczącego Eathana.
-Co się dzieje?! -Wpadłam do kuchni skąd dochodził jego krzyk.
-Kurwa! - krzyknął po raz kolejny – jebany piekarnik! Oparzyłem się...

I nie wiedziałam co powiedzieć. Patrzyłam na niego, czekając na wybuch śmiechu, bo chyba na to mnie stać.
-Nie mogę cię zostawiając samego w kuchni – nie mogłam przestać się śmiać, bo widziałam jak podskakuje, trzymając się za obolałą rękę. Jak to jest, że mężczyźni nie potrafią nawet wyjąć dobrze kurczaka z piekarnika, żeby sobie nic nie zrobić.
-Idź już lepiej do pokoju, ja wszystko wyłoże – pogoniłam go ścierką, przez którą chwyciłam gorące naczynie. Jednak on miał inne plany i wziął mnie przytulił. Prawie upuściłam szklane naczynie, ale w porę chłopak się uspokoił. Pokręciłam głowę dając mu buziaka na pożegnanie.
Wyrobiłam się, bo właśnie zadzwonił dzwonek. Nikt inny o tej porze nie przychodzi, więc to na pewno oni. Słyszałam już z przedpokoju jak Eathan wita gości, a z góry biegnie Molly. Dołączyłam do nich, słysząc rozbawioną córkę. Od razu dała swój prezent Harremu, a ten jej dał coś w zamian.
-Nie rozpieszczaj jej za bardzo – skomentowałam widząc duże pudełko, owinięte w papier.
-Ja ją, a Payno Maxa – źle chyba dobrałam chrzestnych. Moje dzieci później będą myślały, że zawsze mogą mieć to co tylko sobie chcą. Mają zdecydowanie za dobrze jak na ten wiek. Nie dość, że chrześni to jeszcze Lou i Niall zawsze coś dla nich mają. Kocham ich, ale jednocześnie nienawidzę. Za dużo prezentów to nie zdrowo.
-Wchodźcie dalej, rozgośćcie się, a ja zaraz podam do stołu – posłałam im uśmiech i zaczęłam kierować się do kuchni.
-Pomogę ci – usłyszałam Louisa, który jakoś tak jest nieobecny. Jak nie ten sam co wczoraj. Nie chciałam pytać przy wszystkich, ale może na osobności mi coś powie.
-Możesz otworzyć wino – podałam mu butelkę, a on nic nie mówiąc się tym zajął. Obserwowałam go nakładając na talerze mięso i ziemniaki.
-Co się stało? -Nie wytrzymałam z ciekawości. Zaprzestał zabawy z winem i na mnie spojrzał tak, jak jeszcze nigdy. Nie wiem co to spojrzenie może oznaczać. Uniosłam w górę brew, dając mu do zrozumienia, że nie zrozumiałam przekazu. Westchnął spuszczając ze mnie wzrok.
-Po prostu chyba mam jakieś zwidy i niepotrzebnie przywiązuje do tego jakąś wagę – powiedział, a ja dalej byłam w tym samym zagubionym miejscu.
-Zobaczyłeś kogoś niewłaściwego? - Ciągnęłam temat do końca, bo jak już zaczął to wolę się dowiedzieć wszystkiego do końca.
-Można tak właśnie stwierdzić, ale kochana ty się nie przejmuj, ja już zrozumiałem o co chodziło. Lepiej chodźmy do nich, bo umrą z głodu – szybko zniknął z alkoholem. Stanęłam w miejscu i wpatrywałam się w miejsce, gdzie przed chwilą stał Louis. Jeszcze to z niego wyciągnę.
-Mamo! - westchnęłam i z uśmiechem wróciłam do rodziny. Wszyscy zajadali się moim daniem, a ja byłam na reszcie szczęśliwa. Właśnie takich wieczorów mi brakuje. Zawsze miałam na celu spędzać czas z bliskimi, nawet kiedy założyłam rodzinę, to i tak w swoim kalendarzu mam czas na spotkania i takie miłe chwile. 
-Chciałbym znieść toast za wszystkich co są z nami – uniosłam kielich tuż po Liamie – ale też za tych, których nie ma..

Upiłam duży łyk wina i wróciłam do jedzenia. Co chwilę musiałam przypominać dzieciakom o jedzeniu i zachowaniu się przy stole. Bycie mamą nie jest takie proste, na jakie może z daleka wyglądać...

**
Po kolacji dzieci pobawiły się z chłopakami, aż w końcu Molly zasnęła na kolanach Harrego. Wspólnie z lokowanym zaniosłam dziewczynkę do łóżka. Max natomiast spędzał ostatnie chwile przed snem z Louisem, rozmawiając o wszystkim. Chyba nawet słyszałam jak wypowiadają imię jego ojca. Nie powiedziałam jeszcze mu, kto jest jego biologicznym ojcem, jakoś nie mogłam się nigdy przemóc. A Eathan zaakceptował go jako swojego, więc myślałam, że tak będzie łatwiej. Przynajmniej dla mnie, nie musząc opowiadać o Zaynie..
-Jess?
-Hmm.. Przepraszam, zamyśliłam się – pocałowałam Mol i usiadłam obok Stylesa.
-Chyba wiem co Tommo chciał Ci powiedzieć, ale w końcu tego nie zrobił – zaczął temat, a mnie tym samym rozbudził – jakoś wczoraj wieczorem, kiedy wracaliśmy do hotelu on został, żeby zrobić sobie kilka zdjęć z fanami. My nie mieliśmy po prostu już na nic sił, a do tego nasze spotkanie. Wszyscy przeżywamy takie rzeczy inaczej. Ale kiedy wrócił, nie był sobą. Pytałem, chłopaki też, ale nic nie mówił tylko poszedł do łazienki, gdzie, mogę przysiąc, że płakał.
-Chwila.. - przerwałam mu, żeby wszystko przetworzyć. - Lou został sam, wrócił i zamknął się w sobie?
-Coś w tym stylu – pokiwał głową Harry – ale na drugi dzień nie dawaliśmy za wygraną, aż w końcu nie wytrzymał i powiedział, że widział go przez chwilę.
-Go? Jakiś wasz wróg? Znajomy? - zaczęłam nerwowo stukać palcami o uda.
-Zayna – wyszeptał – widział Zayna. Dlatego nikt nie chciał ci tego mówić..
Wpatrywałam się w niego, nie mając pojęcia co właśnie powiedział. Tak jakby to było w innym języku. Bo przecież to jest niemożliwe, żeby ktoś zobaczył osobę, która już kilka lat nie żyje. Owszem są przypadki, że ktoś bardzo tęskni i widzi tą osobę, ale bardziej jako wspomnienie, jakaś „wizja” w głowie lub sobowtór. Przecież istnieją ludzie, którzy są podobni do innych. Na pewno to było coś w tym stylu, a oni teraz panikują, że uuu może zmartwychwstał.. To nie jest Jezus! To nie żadna część książki czy Biblii.
-To są jakieś żarty – wypaliłam denerwując się- dobrze wiecie, że to mogła być osoba podobno! Nie był to Zayn, bo go już nie ma, okej? Wkręcacie mnie, ale wam jakoś nie wyszło. Czuje się nie dobrze z tego powodu..

Wstałam i skierowałam się do wyjścia. Zaszkliły mi się oczy, na samo wypowiedzenie jego imienia. Zbiegłam na dół, gdzie w salonie siedziała cała reszta. Poczułam jak trzęsą mi się ręce, więc chwyciłam swój kieliszek z winem i wyszłam na balkon. Tam miałam schowane papierosy, więc od razu odpaliłam jagodowe LM i odetchnęłam. Patrząc w gwiazdy, widziałam tylko taką jedną, którą oglądaliśmy godzinami we dwójkę. Obiecał, że mi ją kupi i nazwie moim imieniem. Pieprzony romantyk. Teraz on by mógł tu stać i się smucić, a nie ja. Dobrze to obmyślił, jeszcze mu wygarnę kilka rzeczy. Niech się lepiej cieszy, że nie jest koło mnie. Mogłabym go uderzyć pod wpływem emocji.
-Kochanie co się stało? - Dlaczego oni nie rozumieją, że jak się wychodzi bez słowa, to potrzeba nam trochę prywatności, ciszy, spokoju..
-Nic, po prostu potrzebuje chwili w samotności – odpowiedziałam odwracając się do niego – Max zasnął?
-Emm.. tak właśnie Liam zaniósł go z Niallem na górę.
Zgasiłam fajkę i wypijając do końca wino, weszłam do środka. Odnalazłam wzrokiem Lou, któremu kazałam iść za sobą. Niechętnie się podniósł i podążył za mną do kuchni. Oparłam się o blat i czekałam na jakieś słowa wyjaśnień od niego. Chciałam po prostu usłyszeć, że coś mu się przewidziało i wcale nie tracimy rozumu. Jeśli sądzi inaczej, to powiem mu kilka faktów życiowych związanych z psychiką ludzką, i wszystko wróci do normy.

-Jebany Hazz... miał nic nie mówić. Nikt miał się nie odzywać w tej sprawie – zaczął nie patrząc mi w oczy – nie chciałem cię denerwować, bo wiem jak to nie zdrowo brzmi. Ale coś mi mówi, że to mógł być..
-Nie! -Podniosłam głos nie panując na tym. - Zayn Malik oddał życie za mnie. Nie ma go na tym jebanym świecie, ty to wiesz, ja i wszyscy! Rozumiem, że tęsknisz, każdemu go brakuje, ale nie traćmy rozumu! Nic nam go nie zwróci, niestety nie mam czarnej magii, lub znajomości w świecie czarowników. A bardzo bym chciała, bo mogłabym oddać wszystko za jeszcze kilka godzin z nim..
-Jess, przepraszam, ale ja naprawdę nie wiem co się wydarzyło.. - podszedł do mnie i mnie przytulił. Wtuliłam się w niego i rozpłakałam. Sądziłam, że ten wieczór skończy się szczęśliwie i jutro będzie kolejnym pięknym dniem w naszym życiu, Jednak po tych wszystkich teoriach, chyba wybiorę się znowu do psychologa. Może ktoś powinien mnie wysłuchać, przynajmniej tak mogę powiedzieć wszystko i nie być osądzaną za to.
-Ja też go czasem widzę – wyszeptałam – ale to tylko moje uczucia, które chcą go z powrotem tutaj.
-To było zbyt realne.. ale pewnie masz rację. Musze się uspokoić, bo popadnę w paranoje, znowu – odpowiedział wycierając najpierw moje łzy, a potem wziął się za swoje. Pokiwałam głową i posłałam mu uśmiech, żeby wiedział, że jestem z nim mimo wszystko co powie, lub zrobi. Nawet jak boli mnie to w chuj, to i tak jestem z nim jak i z resztą idiotów, których kocham.
-Jess, musimy się dogadać co do koncertu – wszedł do nas Niall.
-Jasne, już idziemy – odparłam i uspokojona weszłam do salonu, gdzie siedzieli wszyscy. Chwyciłam swoją lampkę wina i usiadłam na fotelu. Mój mąż już dyskutował na temat jutra z Liamem, ale ja nie byłam w temacie. Więc udawałam uwagę, a tak naprawdę byłam gdzieś indziej. W sumie nawet nie wiem gdzie.

-Czyli jutro spotkamy się przed, w naszym hotelu – podsumował Harry – a potem wspólnie udamy się na próbę generalną i koncert.
-A o której? - spytałam sprawdzając swój grafik.
-Zaczynamy o 19.. więc tak 15? - Sprawdził w telefonie Payne, a mi się nie spodobało. Mam pracę do 16, więc moja rodzina będzie musiała tam jakoś dotrzeć. W sumie mogłabym przecież skończyć kiedy chcę, ale wtedy reszta mi zostanie na następny dzień. A chciałam pojechać na jakieś zakupy wreszcie, żeby mieć wolny dzień dla samej siebie.
-Ja do was dojadę, bo wychodzę z biura o 16 – powiedziałam wyłączając telefon – bo muszę skończyć jeden projekt, żeby nie został mi na potem.
-To ja przyjadę z dziećmi na 15, akurat skończę papierkową robotę.
-Czyli jesteśmy umówienie? - pokiwałam głową – to wznieśmy toast za przyjaźń.
Stuknęliśmy się kieliszkami i zagłębiliśmy w rozmowy o wszystkim. Ktoś zaczynał jakiś temat, a następna osoba coś dopowiadała, albo rozwijała z tego coś innego. Jak zawsze świetnie się nam rozmawiało, nawet mój mąż się zaaklimatyzował. Nie sądziłam, że kiedyś Eathan będzie w stanie ich polubić. Niby kiedyś w liceum coś próbował, ale wolał swoich przyjaciół i mnie. Słuchając wspomnień z liceum, chwyciłam bruneta za rękę. Spojrzał w moja stronę i pochylił się, aby ucałować mnie w policzek.
**
-To tylko koszmar – uspokajałam córeczkę, która obudziła mnie w środku nocy.
-Ale był tak realny – wyszeptała cały czas chowając się pod kołdrą.
-Każdy sen jest jakby prawdziwy, ale potem się budzisz – już nie wiem jak jej to wytłumaczyć – ja też takie miewam. Ale potem przytula mnie twój tatuś i czuje się bezpieczna.

Podniosła głowę i patrzyła na mnie. Gładziłam jej lekko wilgotne włosy i trzymałam za małą rączkę. Max śpi jak zabity, więc nie będzie rano narzekał na siostrę. Za to Eathan zszedł kilka minut temu na dół, żeby zagrzać jej mleko z miodem. Jemu to zawsze pomaga, więc jej też powinno. W końcu jaki ojciec taka córka.
-Czyli zawsze jak będę miała zły sen, to mogę przyjść i się do ciebie przytulić?
-Jak nie do mnie, to do taty. To zawsze pomoże – ucałowałam czubek jej głowy i przykryłam kołdrą – zaraz dostaniesz coś ciepłego do picia i będziesz w stanie zasnąć?
-Jak tato ze mną posiedzi – odpowiedziała, a ja się zgodziłam. Wstałam zostawiając zapaloną lampkę i akurat minęłam się w drzwiach z mężem. Posłałam mu porozumiewawcze spojrzenie i zeszłam na dół. Chyba potrzebuje zielonej herbaty. Tak też wstawiłam czajnik i odnalazłam swój ulubiony napój. Czekając na wrzątek oparłam się o parapet i obserwowałam piękne Los Angeles nocą. Dużo ludzi się kręci, mimo 3 nad ranem. Najwidoczniej każdy imprezuje, jak ja za młodości. Brakuje mi takich nocnych powrotów na palcach do pokoju. Dobrze, że ciocia była wyrozumiała. Inaczej bym nie miała życia, albo ona by go nie miała.

Wpatrując się w ulice, dostrzegłam podejrzaną postać. Czemu od razu podejrzana? Bo stoi i wpatruje się we mnie. A może już mi się wydaje? W końcu jestem zmęczona, a do tego zostałam obudzona. Przetarłam oczy, ale tajemniczy osobnik dalej stał i patrzył. Zbliżyłam się do okno, żeby dostrzec jego twarz w świetle latarni, ale w tym czasie usłyszałam gwizdanie czajnika. Wystraszona odwróciłam się, żeby go wyłączyć. Kiedy mój wzrok powędrował na okno, mojego obserwatora już nie było. Rozpłynął się tak szybko, jak pojawił.
-Jess, przez Louisa zaczynasz mieć paranoje – wyszeptałam sama do siebie zalewając herbatę.
Poczułam piękny zapach. Chwyciłam za kubek i usiadłam na krześle przy blacie.
Przypomniał mi się Harry, który opowiadał mi takie brednie. Jutro dzwonię do psychologa. Umówię się na wizytę, a potem będę żyła dalej. Jakieś mocne środki powinny mi pomóc dobrze funkcjonować.
-Idziesz? - Jego dotyk zmroził mnie i wystraszył.
-Już – odpowiedziałam łapiąc go za rękę – zasnęła?
-Było ciężko, ale po krótkich bajkach odpadła – wziął ode mnie dwa duże łyki gorącego napoju – chodźmy.
Wzięłam ze sobą herbatę i gasząc światła ruszyłam za brunetem. W sypialni była zapalona lampka, więc spokojnie trafiłam na swoją połowę. Usiadłam i zakryłam się do połowy kołdrą. Eathan położył się obok i usiłował wrócić do spania.
Zgasiłam światło i siedząc popijałam jeszcze wrzątek. Tak przyjemnie rozgrzewało moje wnętrzności. Przymknęłam oczy i czułam, jak morzy mnie sen. Dlatego czym prędzej odłożyłam naczynie, a sama zjechała niżej. Przekręciłam się plecami do chłopaka, który od razu mnie objął. Tak samo robił Zayn, żeby „Mieć mnie jeszcze bliżej i cały czas mnie pilnować”. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zamknęłam oczy...
______________
Hej! Zapraszam do czytania i komentowania, jak wam się podoba ^^
Strasznie się cieszę, że wróciłam do was. Mimo takich długich przerw między rozdziałami, to i tak sprawi mi to przyjemność. Każdy rozdział jest dla mnie nowa przygodą i oderwaniem od codzienności.
Pozdrawiam do następnego!! <3



piątek, 10 marca 2017

Rozdział 1 część 2.

Pogoda zmienia się jak kobiecy charakter. Wczoraj słońce, a dziś już zaczęło padać. Mamy niby piękną wiosnę, i tu powinno być cieplutko, bo w końcu Ameryka, a nie Londyn. Dzwoniła do mnie ciocia jakieś dwie godziny temu jak kładła się spać. Ta różnica czasu mnie na początku wykańczała, ale jednak już minęło tyle lat, że bez problemu sobie z nią radzę. W taką pogodę nie chce mi się iść do pracy, ale papierki się same nie wypełnią, a potem jeszcze muszę zaprojektować komuś sypialnię i wieczorny koncert na pianinie. Eathan dziś pracuje w domu, więc zajmie się dziećmi jak wrócą ze szkoły. Obiad zrobiłam już wczoraj i zostawiłam im w lodówce jak zawsze. Bo przecież, gdyby nie ja, to nie jedli by nic innego jak płatki z mlekiem i słodycze. Od naszego pobytu w Londynie minął równy miesiąc. Chciałabym tam znowu być i siedzieć do nocy przy nim..
-Nie myśl tak – wyszeptałam sama do siebie kończąc pić kawę.
-Cześć kochanie – dostałam buziaka na powitanie.- Mówisz do siebie? - zaśmiał się bezczelnie z mojej osoby.
-Można tak powiedzieć, że z nudów zaczynam się sama ze sobą porozumiewać – odparłam posyłając mu uśmiech.
Przez ten miesiąc polepszyło się między nami. Częściej rozmawiamy, śmiejemy się, wychodzimy na romantyczne randki jak na początku związku i co najważniejsze, mamy dobre stosunki w łóżku. Chyba wracam do normalności? Teraz moim celem jest przeżyć w szczęśliwej rodzinie, a potem być pochowaną obok Zayn'a. Tak postanowiłam już dawno, i nikt nie ma prawa zmienić mojego zdania.

Po prostu chcę z nim spędzić wieczność i tak się stanie, tylko w naszym drugim życiu.
-Idę obudzę dzieci i uciekam – wstałam idąc na górę. Mieszkamy w centrum Los Angeles. Nasz dom jest naprawdę bardzo duży i ma ogródek by dzieci miała gdzie się bawić. Chce dla nich normalnego dzieciństwa, takie jakie ja miałam, chociaż w połowie. Moja mama byłaby ze mnie dumna, gdyby widziała jak sobie ułożyłam życie.
Całkowicie o niej zapomniałam... W sensie, nie odwiedzam jej tak często jak, ehhh. Jestem okropną córką, która nie interesuje się swoją zmarłą matką. Boże, co się ze mną dzieje? Powinnam tam wrócić i nie wyjeżdżać przez rok, aż nie odpokutuje.
Ale na pewno za niedługo tam pojedziemy i będę mogła dzieciakom ponownie pokazać, gdzie znajduje się najlepsza kobieta na świecie. 
Jeśli już tak wspominam o mamie to może coś o tacie? Akurat mijam ścianę, na której mamy wszędzie powieszone zdjęcia mojej rodziny i Eathana. Widać na niej wszystko, nawet chłopaków z zespołu. Natomiast mój tato wziął ślub z nienawidzoną przeze mnie kobietą, a ja na nim nie byłam. W tamtym momencie przeżywałam okrutny okres w życiu, a ona to specjalnie tak ustawiła. Ta kobieta mnie nienawidzi tak jak ja jej. Moje rodzeństwo musi mieć taką matkę, współczuje im. Ale już wyrośli i dzwonią do mnie, a nawet na wakacje przyjeżdżają na trochę. Oczywiście wtedy nakładałam maskę i udawałam szczęśliwą, lecz teraz już tak nie będzie. Jak coś sobie postanowiłam to tego dopilnuje.
Weszłam do sypialni Maxa, który spał tak jak jego tato. Z ręką przy policzku na jednym boku. Obudziłam go na co z grymasem się podniósł. Drugi pokój był naprzeciwko. Molly słodko jeszcze pochrapywała, ale musiałam jej to przerwać.
-Mamo nie chce mi się nigdzie iść – odezwała się płaczliwym głosem. Wyczuwam tutaj samą siebie, kiedy byłam w jej wieku.
-Skarbie, przecież za niedługo macie przedstawienie z okazji Wielkanocy – rzadko jej się zdarza brak chęci, żeby pójść do przedszkola. Zazwyczaj to jest z nimi odwrotnie. Max nie chce iść, bo ma lenia. A ona pełna energii wstaje i pośpiesza wszystkich, żeby wyjść i spotkać się z koleżankami i „chłopakiem”. Taak, też w to nie wierzę, ale moja kruszynka w przedszkolu poznała jakiegoś przystojniaczka. Eathan żartuje cały czas z tego, ale widać jak się przejmuje. W końcu to jego córeczka, a ja doskonale wiem, jak ojcowie się zachowują w stosunku do swoich księżniczek.
-Ale pewnie i tak nie przyjdziecie mnie zobaczyć – nakryła głowę ponownie kołdrą. Uniosłam odruchowo brew i znalazłam się obok dziewczynki.
-Co ty mówisz, zawsze przychodzimy. Tylko trochę się spóźniamy ze względu na pracę, skarbku. Wiesz dobrze, że mama i tata muszą pracować- pokiwała głową przylegając do mnie. Najchętniej bym jej nie wypuszczała z rąk, ale nie mogę się spóźnić do pracy. Max już dawno zdążył umyć zęby i się ubrać. Zostawiłam ją, żeby się wyszykowała, a mój grzeczny synek zszedł ze mną na śniadanie. Zrobiłam im po toście z nutellą i musiałam iść.
-Pamiętaj o zupie w lodówce! - upomniałam zakręconego męża, który już coś grzebał w internecie, a w międzyczasie smarował kolejnego tosta dla Moll.

-Idź już marudo – odpowiedział biorąc mnie w ramiona i całując. Nałożyłam czarne szpilki. Znalazłam małą parasolkę i wyszłam. Rozłożyłam ją od razu kiedy poczułam na swojej głowie krople deszczu. Ludzie wkoło śpieszyli się do pracy i nie patrzyli na nikogo. Byli zajęci pracą, więc ruszyłam już nie zastanawiając się nad innymi.

Mijając różne słupy z ogłoszeniami, zauważyłam ciekawy plakat. Była to informacja o jutrzejszym koncercie One Direction. Może będzie szansa spotkać się z chłopakami. Muszę do nich potem napisać czy wpadną, a jak nie to ja ich odwiedzę nawet na godzinę w hotelu. Zawsze chciałam być z nimi za kulisami i czekać, aż zejdą ze sceny. Już miałam o to prosić Malik'a, ale nie wyszło nam z czasem.

**

-Tak rozumiem, właśnie myślałam nad kolorem turkusowym lub szmaragdowym... Emm, tak szafir w sumie też będzie pasować do tych mebli. Dobrze to widzimy się u Państwa jutro w domu z ekipą remontową... Dziękuje, do widzenia – nie ma to jak rozmowa o kolorach ścian z klientami. Już myślałam, że zasugeruje mi czerwony do tych jego wspaniałych mebli. Jednak uratowałam sytuację i będzie według mnie pasował wspaniale. Jeszcze tylko zostało mi skończenie szkicu i mogę iść na ten koncert. W czasie tych 8 godzin mojej pracy z domu nikt nie dzwonił, co jest bardzo podejrzane. Zawsze jak zostają sami to odzywają się co 10 minut, szczególnie jak wrócą ze szkoły i nadejdzie czas na obiad. Może powinnam zadzwonić?
Nie, niech sobie sami radzą. Jak jeszcze z dwie godziny mnie nie będzie to przeżyją. Dobrze, że to już piątek, a jutro tylko ten mały remont i wolne. Może wybierzemy się na jakiś basen? A może siłownia? Po ciąży strasznie ciężko mi było wrócić do poprzedniej sylwetki, i nie mam rozmiaru 36 jak kiedyś, tylko teraz stoję na 38. Nie jest najgorzej, ale wciąż dążę do idealnie szczupłej figury by być z siebie dumna.
Pamiętam jak rozmawiałam na ten temat z Zayn'em, oczywiście mówił, że jestem głupia myśląc źle o swojej figurze...

*Wspomnienie*

-Popatrz na mój brzuch, niby płaski, ale nie do końca – stałam w samym sportowym staniku i szortach przed lustrem gapiąc się w swoje odbicie. Nienawidzę swojego ciała, ale zarazem je kocham. Mam najwidoczniej straszne kompleksy. On siedział na łóżku obserwując mój tyłek. Zrobiłam do niego smutną minkę, a ten wstał i podszedł mnie od tyłu kładąc swoją głowę na moim ramieniu. Ręce owinął wokół mojej talii i splótł je razem na brzuchu.

-Widzisz moje dłonie? - pokiwałam głową – Jeśli się złączyły to znaczy, że nie masz racji. Masz zajebistą figurę i nie waż się nawet inaczej myśleć – ugryzł mój płatek ucha, a ja zaśmiałam się głośno ze względu na łaskotki w tym czułym miejscu. On o tym doskonale wiedział, znał moje czułe punkty jak nikt inny. A jego pocałunki działały na mnie jak dobry narkotyk. Kiedy tylko jeździł ustami po mojej szyi, a później znajdował drogę do moich ust, to zamykałam oczy i byłam całkowicie oddana jemu.
-Kocham cię Zayn, ale wiem swoje – pocałowałam go i zaczęłam uciekać, bo wkurzony chciał mnie złapać i rzucić na łóżko. Wybiegłam z pokoju kierując się na dół. Tam chłopaki jak zwykle siedzieli i kłócili się o film, który oglądali. Kiedy zobaczyli nas oderwali się od ekranu i zaczęli jeść popcorn obserwując nasze poczynania. Wskoczyłam do nich na kanapę, a Zayn zrobił to samo. Kiedy postanowiłam przeskoczyć na fotel, złapał mnie i zarzucił sobie na plecy jak worek ziemniaków. Skończyliśmy w jego sypialni, leżałam pod nim śmiejąc się, bo mnie torturował łaskotkami.
-Nigdy nie uciekaj – śmiał się razem ze mną. Jego oczy tak pięknie się śmiały, że nie mogłam się odezwać..

*Koniec wspomnienia *

Dlatego teraz muszę myśleć pozytywnie o swoim ciele, żeby nie zawieść tego co mi kiedyś powiedział. Nim zauważyłam podczas tych wspomnień skończyłam rysować. Zamknęłam swoje biuro i ruszyłam w stronę restauracji gdzie odbywa się koncert. Zostałam tam zaproszona całkiem przypadkiem, ze względu na moje umiejętności gry na tym instrumencie. Wspomniałam o tym właścicielowi, który panicznie poszukiwał pianisty na ważne bankiety. Więc jak tylko to usłyszałam podczas obiadu ze znajomą, to się zgłosiłam na chętną. Muzyka jest moim najwspanialszym wspomnieniem, które nie zaniknie nawet na starość, bo gdy zagram coś co było dla mnie ważne, to wspomnienie z tego okresu od razu wróci.
Dobrze, że przestało padać i szybko doszłam na czas w wyznaczone miejsce. Przywitałam się z ludźmi, którzy już mnie znają ze względu na częste spożywanie w tym miejscu. Zasiadłam przy instrumencie i zaczęłam się rozgrzewać. Najpierw jakiś klasyk, a potem kiedy już ludzie zaczęli się schodzić mogłam pokazać prawdziwą siebie. Zaczęłam grać całą sobą nie myśląc o nikim tylko o rytmie, który tworzę.

W tle tylko słyszałam pogawędki ludzi i dzieciaki biegające obok.
Siedziałam tak z godzinę rozkoszując się tym co robię. Moim ulubionym zajęciem, które mi zostało od czasów szkoły. Od tak dawna już do niej nie chodzę i w sumie mogę stwierdzić, że tęsknie za liceum. Za dniami tam spędzonymi i każdą moją kochaną osobą. Najgorsza jest rozłąka z Ellie, która mieszka dalej w Londynie. Widzimy się na żywo rzadko, ale od czego mamy internet? Tam możemy spotykać się codziennie i też tak robimy. Oczywiście nie zawsze mamy na to czas, bo dorosłe życie jest ciężkie i wymaga poświęceń by było dobrze.
Skończyłam grać i usłyszałam głośne klaskanie. Wstałam dziękując wszystkim, ale kiedy się odwróciłam zobaczyłam swoją największą publikę.
Stali tam całą czwórką i klaskali najgłośniej. Rozpromieniłam się widząc ich idących w moją stronę. Ze łzami w oczach popędziłam mocno ich wyściskać. Nie chciałam ich wypuszczać tylko cofnąć czas, żeby móc spędzać z nimi każdą wolną chwilę i każdy weekend wygłupiając się.

-Skąd?
-Twój ehem mąż nam powiedział – Hazz udał, że to kaszel, ale wiadomo, że nie lubi wymawiać tego na głos.
-I nie przyszedł z wami?
-Powiedział, że potrzebujesz chwili z przyjaciółmi – odezwał się Liam.
-Nie wiecie jak się cieszę, że was widzę – moja twarz wyrażała szczęście i nie chciała przestać. 
-Planowaliśmy być tutaj dzień przed, żeby właśnie spotkać się i porozmawiać jak kiedyś. - powiedział Niall ponownie mnie przytulając.
-Może coś wypijemy? Mają tutaj pyszne kolorowe drinki – zaproponowałam wskazując na barek. Pokiwali głowami. Wzięłam z pianina swoją torebkę i szłam za nimi. Złożyliśmy zamówienie i zajęliśmy stolik pod ścianą, żeby nikt nam nie przeszkadzał w rozmowie, bo w końcu to One Direction.
-Nie mówiłaś, że grasz dla publiki – zdziwił się Louis patrząc na instrument stojący na środka lokalu.
-Nie miałam nigdy okazji się pochwalić, zresztą to świeża sytuacja – upiłam kilka łyków alkoholu przez słomkę. Zaczęliśmy dyskutować o mojej grze, o ich koncercie jutrzejszym i tak ogólnie jak kiedyś. Dowiedziałam się, że im też brakuje naszych spotkań i najchętniej by mnie zabrali ze sobą w trasę. Ale mam już rodzinę i nie mogę sobie na takie coś pozwolić. Dowiedziałam się, że zostają w Ameryce Północnej tydzień, a potem wracają do Europy na ostatnie koncerty przed małą przerwą wakacyjną. Zajmą się tworzeniem nowych piosenek, ale i odpoczną sobie chwilę od mediów i różnych plotek na ich tematy. Nie dziwię się im, ja już dawno bym sobie taką przerwę wzięła, a oni odkąd Zayn odszedł to mieli tylko miesiąc na pojęcie tego wszystkiego, bo Modest kazał im wracać do pracy. Nie pozbierali się po jego odejściu. A dziś wyglądają już dużo lepiej, jednak można się domyślać, że nie jest im łatwo. Zresztą komu by było? Nikt nie chcę się pogodzić z tak wielką stratą.

*
-Dziękuje wam za te kilka godzin mile spędzonych. Wpadnijcie do nas jutro na obiad. Dzieciaki się ucieszą, ja będę szczęśliwa – żegnałam się z każdym po kolei.
-Oczywiście nasz aniołku, że wpadniemy na coś dobrego – zaśmiał się Niall, który jak zwykle myśli o jedzeniu.
-Widzimy się jutro, Jess – już odchodziłam kiedy zatrzymali mnie na chwilę.
-My też za tym tęsknimy – zakręciła mi się łezka w oku, ale szybko ją przytrzymałam by nie widzieli jak się rozklejam. Wróciłam do domu, gdzie moje pociechy już spały, a mąż zasypiał w salonie przy telewizorze. Zaszłam go od tyłu całując w policzek. Wystraszył się, ale po chwili wciągnął mnie na swoje kolana i tak sobie leżeliśmy na sofie rozmawiając.
-Jak minął ci dzień? - spytał odkładając pilota na stolik.
-Cudownie, dziękuje za przysłanie ich do mnie – uśmiechnął się triumfalnie i ucałował mnie w czoło. Opowiedziałam mu o wszystkim oraz o zaproszeniu chłopaków na jutrzejszy obiad do nas. Mimo lekkiego grymasu uśmiechnął się i zaproponował, że kupi mi wszystkie składniki potrzebne, a ja zajmę się gotowaniem. Tylko najpierw muszę iść popracować, a potem zajmę się gośćmi i rodziną. Eathan zaczął mówić co robili cały dzień i czemu nie dzwonili. Okazuje się, że Max chciał pograć w grę na taty telefonie i wziął go na posiedzenie do łazienki. A kiedy skończył się załatwiać spłukał wodę i wrzucił do niej niechcący telefon. Zamókł i musieli go suszyć. Potem mieli problem z obiadem, bo prawie spalili zupę, którą zostawiłam tylko do podgrzania! Niby nie ma cię tylko kilka godzin, a tu prawie pali ci się dom. Nie mogę powiedzieć, że moja rodzina jest nudna. Uśmiałam się tymi historiami, aż zaczęłam ziewać. Zamknęłam na chwilę oczy by wsłuchać się w dalszy jego monolog, ale ze względu na zmęczenie musiałam udać się do łóżka. Umyłam zęby, ubrałam piżamę i po nałożeniu kremów na twarz i ręce mogłam zasnąć. Poczekałam chwilę na mężczyznę, który zjawił się w samą porę kiedy już prawie odpływałam w krainę Morfeusza. Przytuliłam się do niego i mogłam spokojnie zasnąć nie martwiąc się o nic...
................
Wreszcie się jakoś przemogłam, i jestem tutaj z powrotem ^^  Tak w głębi serduszka nie mogłam się doczekać, bo to opowiadanie kreowało nową mnie.. z dnia na dzień i z rozdziału na rozdział było coraz lepiej xx Oczywiście wzloty i upadki miałam i dalej mam, bo nie jestem idealna! A chciałabym być xdd
Coś tutaj dla was wymodzę, mając nadzieję, że będzie to super oderwanie od dnia codziennego xx
Do usłyszenia !! <3

Obserwatorzy