piątek, 20 października 2017

Rozdział 3 część 2.



Myślałam, że sen łatwo przyjdzie. Oczywiście się myliłam. Eathan spał już dobre trzy godzinki, a ja zerwałam się po chwili drzemania. Na prawdę sądziłaś, że po takiej informacji, dasz radę spokojnie śnić? Chyba dalej jesteś taka głupia..

Usiadłam na łóżku i podkuliłam nogi. Obserwowałam okno, gdzie świecił prawie pełny księżyc. Od razu do mojej głowy wleciało wspomnienie z tego felernego wieczoru, kiedy byliśmy po raz ostatni razem na wakacjach. Niesamowity okres w moim życiu, a zakończył się tak okropnie. Wtedy mieliśmy wspólnie obserwować pełnie, a potem rozkoszować się wspólną miłością. Każdy pewnie zna koniec tego marzenia – musieliśmy wracać do domu. Dzięki Ci, serduszko..
Otarłam kilka łez, które spływały mi po policzkach.
Wzięłam głęboki wdech i wstałam cichutko, żeby nie obudzić męża. W sumie, po takim dniu, nie da się go obudzić. Jeszcze chwilka i zacznie chrapać, a wtedy już do rana nie ma z nim kontaktu.
Nie szukałam kapci, tylko boso wyszłam z sypialni, zostawiając uchylone drzwi. Jak to zawsze mam w zwyczaju, zajrzałam do dzieciaków. Jedna mała lampeczka była zapalona. Molly strasznie się boi ciemności, więc zapalamy jej to na całą noc. Max oczywiście udaje twardego, ale jak nie ma światła, to zapala swoją lampkę przy łóżku. Tłumaczy to strachem swojej siostry, chcąc być niby kochanym braciszkiem.
Oboje spali jak aniołki. Moll grzecznie przykryta, natomiast mój syn to na prawdę kropka w kropkę jego tatuś. Rozkopany jak Za... Przełknęłam ciężko ślinę i wyszłam z ich sypialni. Na każdym kroku mam z nim styczność. Nieważne gdzie się znajdę, to jego cząstka tam będzie przede mną...
Doskonale o tym wiedziałeś dupku. Niby odszedłeś, ale dalej jesteś.. 
Trzymając się poręczy zeszłam na dół. Nie zapalałam nigdzie światła, tylko kierowałam się do kuchni. Mieszkamy już tu kilka lat, więc bez problemu wszędzie trafie.
Wstawiłam czajnik na herbatę i usiadłam na blacie. Patrzyłam jak za oknem już robi się jasno. Powinnam zasnąć, bo w pracy będę nieprzytomna, albo nie zrobię wszystkiego na czas. A wtedy nie zdążę na koncert...

Nawet tak nie mów! Obiecałaś, że będziesz, to pójdziesz...
W sumie już bardzo dawno nie słuchałam ich muzyki, szczególnie na żywo. Zawsze coś było na rzeczy, że musiałam zostać w domu, albo po prostu miałam szkołę.
Wyjęłam z szafki swój ulubiony kubek, do którego wrzuciłam zieloną herbatkę. Ona poprawia mi zawsze humor. Może w tej sytuacji pomoże zasnąć.
Dobrze, że mam ze sobą telefon. Przynajmniej nie muszę siedzieć w ciszy. Zaczęłam przeglądać projekty do pracy. Jest już prawie 4 rano, a ja na 7 mam budzik. Pozdrawiam ludzi, którzy cierpią na bezsenność. Może powinnam wrócić do lekarza i poprosić o tabletki? Po Jego odejściu, tylko to trzymało mnie przed wycieńczeniem, związanym z brakiem spania.

Zapisałam sobie w kalendarzu, żeby wybrać się do przychodni.
Kiedy moja herbata była już gotowa, postanowiłam przenieść się do salonu. Zajęłam miejsce na dywanie przed telewizorem. Chciałam po prostu posiedzieć i popatrzyć się w czarny ekran.
Jednak po chwili coś przyciągnęło moją uwagę. Albumy ze zdjęciami... nie chciałam ich ruszać.. Szczególnie tego jednego. Za dużo wspomnień jak na 24 godziny...
Oczywiście co zrobiłam? Wzięłam najbardziej bolącą mnie książkę. Po prostu ją do siebie przytuliłam i upiłam kilka łyków napoju. Poczułam jak łzy zbierają mi się w oczach. To robi się znowu tak samo chore, jak wtedy. Próbuje i pragnę przestać o nim myśleć, ale wystarczy chwila nieuwagi i on jest w mojej głowie.
Coś mówi, żebym to odłożyła i poszła spać. Jednak ta głupsza część mnie, namawia by otworzyć na pierwszej stronie. Kogo posłucha Jess? Przecież to było do przewidzenia, że wieczór z taką informacja nie skończy się idealnie. Odłożyłam kubek z wrzątkiem. Ręce zaczęły mi się trząść, jakbym miała delirkę. Kiedyś to byłoby prawdopodobne, ale nie teraz. Moje serce.. a raczej Jego serce, tylko czeka, żeby ponownie się rozkruszyć.

Pomału otworzyłam album..
I się zaczęło.. Łzy płynęły strumieniami nie do zatamowania. Przygryzałam nerwowo wargę, ale to nie pomagało. Po prostu widok tego uśmiechu mnie zabił.
Kolejne kartki będą coraz gorsze. Nie rób sobie tego.. po prostu daj spokój..
Przesunęłam dalej i położyłam się na dywanie. Trzymałam jedną z najważniejszych fotografii i zamknęłam oczy. To ma pomóc się opanować? Raczej to tak nie zadziała.
Moje ciało drży trzymając go przy sobie. Właśnie tu teraz powinien być. Blisko mnie, tuląc się i mówiąc jak bardzo mnie kocha.
Pragnę go. Codziennie marzę, że się obudzę w Londynie. On będzie leżał obok, cały spocony i pachnący sobą. Najpiękniejszy zapach, którego mi brakuje. Nic tak samo nie pachnie.
Albo chociaż czekam na telefon, że to tylko głupi żart, który chciał sprawdzić jak sobie poradzę. Zabiłabym każdego, ale wiem, że wtedy mogłabym rzucić wszystko. To co mam – pracę, dom, męża, przyjaciół.. Tylko dla tej jednej osoby, która była moim światem. Bo miłość do Eathana, nie jest taka sama jak do Niego. Po prostu nie ma dwóch jednakich spojrzeń w oczy.. To co mam teraz, jest czymś słabszym. Staram się jak tylko mogę, żeby okazywać mu tyle miłości ile jeszcze w sobie mam. Ale nie wiem czy dam radę coś jeszcze z siebie wyciągnąć. Z dnia na dzień jest tego coraz mniej. Szczególnie po TAKIM dniu. Dla dzieci jestem w stanie poświęcić całą siebie.
Przeczesałam dłonią mokre włosy, które przykleiły się do mojego spoconego czoła.
Dalej trzymałam przy sobie zdjęcie i ponownie zamknęłam oczy. Zobaczyłam jego posturę, więc się uśmiechnęłam blado.
-Gdzie jesteś – wyszeptałam tuląc się do zdjęcia..
**
-Kochanie – usłyszałam nad swoim uchem, więc leniwie otworzyłam oczy – co się stało?
Rozejrzałam się po pokoju. Przypomniałam sobie wszystko od razu, ale co mam mu powiedzieć? Przecież uzna mnie za idiotkę i wyśle na terapię. W sumie by mi się przydała, ale po co komplikować sobie znowu życie?
-Nie mam pojęcia co tutaj robię – wyszeptałam odkładając album – chyba wizyta chłopaków tak na mnie zadziałała.- Skłamałam odkładając fotografię tak, żeby nie musieć na nią spoglądać.
-Martwiłem się – przykucnął i mocno mnie przytulił. Wtuliłam się w niego i zaciągnęłam jego zapachem. Nie to czego oczekiwałam, ale wystarczy. Poczułam się bezpieczniej i trochę lepiej.
-Przepraszam – powiedziałam wskazując na album i rozsypane zdjęcia – nie dam rady tego schować.

Wstałam i wyszłam z salonu do kuchni. Nastawiłam czajnik na kawę i zaczęłam przygotowywać dzieciom śniadanie. Najpierw poustawiałam naczynia, a potem czas na trudniejsze rzeczy. Wyjęłam z lodówki warzywa, wędliny i mleko. Dzieciaki pewnie zjedzą po toście i misce płatków z mlekiem. Przestawiałam rzeczy szybko i zwinnie. Pracując jak mały robocik zajęłam się krojeniem pomidorów. Co mogło pójść nie tak? Właściwie to wszystko, kiedy jesteś w takim emocjonalnym transie, i nie wiesz co tak na prawdę ze sobą począć..
-Kurwa! - Zapiszczałam rzucając nóż na podłogę. Pełno krwi przez jednego palca. Świetny początek dnia. Przymknęłam oczy i starałam się unormować oddech. Czekam na więcej niespodzianek w takim razie..
-Jess? - Szybko przybiegł i zaczął mi bandażować rękę. Czułam tylko jak ból psychiczny odpływa, a zamienia się w fizyczny. Może tego mi brakuje? Powinnam się na czymś wyżywać, żeby normalnie funkcjonować. Boks nie brzmi najgorzej..
-Nie dam rady iść do pracy – pokręciłam głową biorąc duży wdech – proszę podaj mi telefon.
-A powiesz mi co się stało? Tak naprawdę?

Nie odpowiedziałam, bo nie chcę mu psuć wszystkiego. Napisałam szybko do mojej klientki, że dziś nie będę w biurze, ale jej projekt skończę w domu. Odpisała, że w takim razie wpadnie do mnie jutro i wszystko razem obgadamy.
-Obudź już dzieci – wstałam wracając do robienia jedzenia. Eathan chwilę postał w miejscu, ale w końcu wyszedł. Poukładałam na stół wszystko co było konieczne. Zrobiłam dla urwisów kakao, a dla nas mocną czarną kawę.

Usiadłam i schowałam rękę pod stołem, żeby maluchy tego nie oglądały. Po prostu lepiej jak nie będą od rana się mną martwić.
-Mamo mamo! - Pierwsza przybiegła Molly, ubrana w różową sukienkę. Dla upewnienia spojrzałam jak jest na dworze. Słońce pięknie świeci, więc niech tak idzie.
-Co co co? - Odparłam smarując bułkę dla niej, bo ja chyba odpuszczę sobie jedzenie...
**
-Nie musisz do mnie dzwonić co godzinę – tupnęłam lekko nogą wracając do salonu, gdzie aktualnie pracowałam – jestem dużą dziewczynką i potrafię sama przeżyć cały dzień w domu.
-Po dzisiejszym poranku nie jestem tego pewny – zawarczał, na co mi się popsuł humor – może powinnaś iść do lekarza? Wtedy ci pomógł, więc tym razem też coś zaradzi.
To przecież było do przewidzenia. Jak nie wiemy co robić, to trzeba wysłać drugą połówkę na leczenie. Co może być lepsze? Rozmowa? Picie? Tak naprawdę drugi punkt jest tak bardzo piękny. Chyba powinnam się upić i zapomnieć o wszystkim. Niby nie mogę przesadzać z alkoholem, ale tak było na początku. Już minęło kilka ładnych lat po operacji, więc jedno spotkanie z przyjaciółmi to nie od razu mój koniec.
-Już tam dzwoniłam – spojrzałam na kalendarz – wysyłają mnie do wariatkowa. To już postanowione. Będziesz mógł nareszcie sobie poszaleć.
-Heh bardzo śmieszne – wypuścił gwałtownie powietrze i chyba ktoś wszedł do jego biura – zadzwonię potem, koch..
-Pa – rozłączyłam się i wróciłam do słuchania muzyki i picia trzeciego kubka kawy. Napój chwilowo zastępuje mi jedzenie.. Chyba skończy się to nie najelepiej..

Powinnam napisać do przyjaciółki, żeby do mnie przyjechała. A jak nie, to ja chętnie się wyrwę. Nawet z dziećmi. Niech Eathan zostanie i pilnuje naszego domu. Tylko ta ich szkoła... Najbliższe wolne to chyba wakacje, za jakieś dwa miesiące. Nie wytrzymam tutaj tyle. Musze uciec, chociaż na chwilę.
Dlaczego nie jestem córką prezydenta? Może wtedy by mnie ktoś porwał. Przynajmniej na parę tygodni. O nic więcej teraz nie proszę...

-Tak ciociu, strasznie tęsknie za wami – wstałam kończąc pracę – może przyjadę do was na trochę? Chyba tego potrzebuje..
-Wiesz, że dom dla ciebie jest cały czas otwarty. Masz swoje klucze, więc zapraszam, nawet jak nas nie ma w mieście – odpowiedziała, a ja zajrzałam do lodówki.
-Mam znowu mały problem – zaczęłam, a ona już wiedziała o co chodzi – dziś w nocy nie mogłam spać i przestać o nim myśleć. Czuję, że ta część mnie już nie wróci bez niego. Nie mogę spokojnie patrzeć na sen Maxa, a co dopiero jak mam styczność z naszymi wspólnymi zdjęciami. To jest koszmar..
Zastała mnie cisza.. Taka sama jak zawsze kiedy o tym wspominam.
-Chciałabym ci pomóc, ale nie umiem. Czułam to samo po stracie męża, ale znalazłam coś, co trzymało mnie przy życiu. Po śmierci twojej matki, to ty byłaś nadzieją dla mnie.

Przymknęłam oczy słuchając jej pięknych słów. Zablokowałam płacz, ale już dłużej go nie zatrzymam. Szczególnie, że mój rozmówca też zaczął płakać. Wytarłam mokre poliki i wróciłam do rozmowy, która po chwili musiała się zakończyć. Ciocia była zmuszona wracać do pracy, a ja do pustego domu. Tak bardzo nie czuje, że to jest moje miejsce. Gdyby nie ta wczorajsza wizyta chłopaków, to wszystko jakoś by się układało. Jak zawsze muszą wszystko zjebać. To im najlepiej wychodziło i dalej wychodzi.
Kiedy zegar zaczął wskazywać godzinę 3, postanowiłam się pójść w coś ubrać. Skoro mam iść na ich koncert to powinnam wyglądać jak człowiek, chociaż w połowie.
Mozolnie weszłam na górę i stanęłam przed garderobą. Pogoda dziś dopisuje, więc sukienka to dobry pomysł. Wybrałam jedną z kolorowych i weszłam do łazienki, żeby się pomalować. Przynajmniej oczy i usta. Brązowa pomadka i pudrowe cienie. Wyglądając w miarę wyszłam. Torebkę już miałam gotową, więc tylko dopakowałam telefon i wyszłam zamykając na klucz drzwi.
Włączyłam się do ruchu i szłam spokojnie obserwując drogę przede mną. Ich hotel jest jakieś 20 minut stąd, więc miejsce koncertu nie może być dalej. Doszłam do garażu, gdzie stoi moja piękna Navara. Siedząc już w środku włączyłam głośno radio i wyjechałam. Powinnam zdążyć na końcówkę próby, albo początek supportu. Mam nadzieję, że dzieci świetnie się bawią i padną dziś do łóżek, jak małe mrówki po pracy.

-Love me like you do – nuciłam sobie pod nosem i przełączyłam na inna stację. Czego innego mogłam się spodziewać? Przełknęłam ciężko ślinę i słuchałam jego głosu. Ze względu na ich koncert, wszędzie są puszczane ich piosenki. Żeby było dla mnie lepiej, to stare piosenki też są puszczane. Sama bym sobie tego nie zrobiła. Chyba zdjęcia mogłam przeboleć, ale słuchanie jego pięknego głosu... Nie byłam an to gotowa, aż do teraz. Skoro zaczyna znowu się walić, to wszystko naraz. Przełączyłam na inną stację, potem na kolejną i wszędzie zastałam to samo...
Całą drogę słuchałam tego co leciało tylko fizycznie. Duchem mnie tam nie było. Wyparowałam z tego auta i pofrunęłam jak najdalej. Żyłam przez te 20 minut przeszłością. W końcu dotarłam do wyznaczonego miejsca. Musiałam podać ochronie swoje dane, żeby zadzwonili i spytali, czy mogą mnie wpuścić. Kiedy znalazłam miejsce na parkingu, zgasiłam silnik. Zamknęłam samochód i ruszyłam na nogach z waty w stronę tylnego wyjścia z parkingu. Dobrze, że tutaj nie ma jeszcze tych tysięcy dziewczyn, które piszczą i płaczą.
Wyjęłam telefon i wykręciłam numer do Lou.
-Jestem przed wejściem, możesz po mnie wyjść?
-Jasne, już lecę – odparł i się rozłączył.
Usiadłam na pobliskiej ławeczce i zaczęłam szukać papierosów w torbie. Jezuuu.. jak są potrzebne to ich nie ma. Niech Tommo ma swoje, bo nie dam rady.

Podniosłam głowę i zauważyłam jedną osobę, która stoi jakieś 15 metrów przede mną. Kaptur na głowie, czarne ciuchy. Trochę to podejrzane, ale może tak się ubierają ludzie na koncerty.
Przyglądałam się temu chłopakowi, a on mi. Trochę się wystraszyłam...
-Bu! - podskoczyłam do góry. Położyłam rękę na sercu i patrzyłam na kretyna, który jest
moim przyjacielem.
-Trzeciego serca mi nikt nie da! - Krzyknęłam uderzając go w ramię.
-Możemy spróbować – odparł wskazując na budynek – idziemy?
-Masz fajki?
-Aj Jessi, co ty zrobisz beze mnie.- Wyciągnął z tylnej kieszeni paczkę i mnie poczęstował. Coś z nim jest nie tak.. W sensie Louis to Louis, z nim zawsze coś było niedobrze. Ale teraz niby stara się być sobą, a jego wzrok ucieka od mojego. Coś wie, lecz mi nie chce powiedzieć. Jeśli to znowu temat ten co wczoraj, to proszę niech sobie daruje. Niby błahostka, ale mój świat wtedy się niszczy.

Czując dym w ustach, poczułam równowagę. Podziękowałam mu wielkim uśmiechem. Mój wzrok powędrował do tajemniczej postaci, która stała w tym samym miejscu co wcześniej. Nawet się nie ruszył na krok.
-Czy to nie jest podejrzane? -Wskazałam głową na typka w kapturze – stoi tak odkąd przyjechałam i się nie rusza.
Jego oczy się mocno rozszerzyły i wróciły do mnie. Tak jakby się czegoś wystraszył i gwałtownie wstał.
-To pewnie ktoś czekający na koncert – kiwał głową i ruszył do wejścia.
-Już? - Spytałam podążając za nim.
-Zaraz pewnie zaczynamy – odpowiedział i otworzył mi drzwi. Ostatni raz spojrzałam na postać, która przybrała jakiś znajomy kształt. Mimo odległości, która nas dzieli, poczułam dziwne ukłucie.
Zignorowałam to bardzo szybko, bo Lou zaczął mnie ciągnąc za rękę do środka. Chyba oszalał, albo naprawdę się boi o spóźnienie.

Stadion już wypełniał się tłumami nastolatków. Jakoś bokiem przemknęliśmy i znalazłam się za sceną, gdzie była moja cała rodzina. Molly przybiegła do mnie jako pierwsza, a za nią Horan. Przytuliłam ich mocno i pobiegli dalej się bawić.
-Niall wreszcie znalazł kogoś, kto go rozumie – pojawił się Liam i ucałował mnie w policzek – dobrze, że jesteś.
-Też za tym wszystkim tęskniłam – odpowiedziałam witając się z Harrym – szykujecie coś specjalnego? Dawno nie słyszałam waszych kawałków..

Spojrzeli na siebie, a potem na mnie. Zrobiłam coś nie tak? Może powinnam znać ich piosenki, w końcu to nie byle jaki zespół.
-Stare hity, może jakieś 4 będą nowe – odpowiedział Payne – co się stało z ręką?
-To dobrze – odparłam unosząc w górę brew i patrząc na swojego przeciętego palca – tak się kończy gotowanie.
-Zapamiętam! - Krzyknął Niall goniąc Molly.
-Gdzie jest Max? - Rozejrzałam się dookoła, ale jego tutaj nie było i Eathana.
-Młody dorwał się do naszego sprzętu i gra na gitarze podśpiewując nasze piosenki.

-Wasze piosenki? - wyszeptałam – stare piosenki też?

Pokiwali niepewnie głowami, bo wiedzieli już o co chodzi. Pewnie po chwili jego śpiewu, zrozumieli do kogo ma podobny głos. To dlatego się tak wszyscy zaczęli dziwnie zachowywać. Myślą, że to mnie zaboli. Cóż.. wczorajsza pogawędka mnie zabolała, a to będzie tylko gwóźdź do trumny..
-Jeśli nie chcesz, to nie musisz tego słuchać. Mały siedzi zamknięty, więc jak skończy to przyjdzie – wyjaśnił Styles obejmując mnie ramieniem – jak się czujesz po wczoraj?
-Super – wycedziłam – zrujnowaliście mi kilka lat leczenie. Eathan nic nie wie, ale nie mogłam spać w nocy, więc zeszłam na dół, gdzie dopadłam się do naszego albumu. Dalej możecie sobie dopowiedzieć. Jeszcze dziś w radiu jego głos, teraz mój syn śpiewa. Genialnie się wszystko sypie.
Kucnęłam zdenerwowana i schowałam w dłoniach twarz. Musiałam komuś się wyżalić. Czułam, że moja ciocia nie zniesie mojego cierpienia, więc przeniosłam to na nich. Traktuje ich jak swoją najbliższą rodzinę, więc niech wiedzą wszystko.
-Trzymaj – spojrzałam w górę jak Louis podaje mi butelkę z piwem – to mi pomaga.
-Dzięki – od razu upiłam kilka porządnych łyków i poczułam się lepiej. Jakby mi brakowało właśnie alkoholu w życiu.
-Przepraszam za to – zaczął Tommo – chciałem, żebyś tylko wiedziała, a nie cierpiała przez naszą głupotę..
-Nie mówcie Eathanowi, niech się nie martwi. Już i tak coś podejrzewa, ale nie powrót do starych problemów. Na prawdę myślę nad wizytą u lekarza...



Obserwatorzy